Jak powiedział dyrektor szpitala Andrzej Pawluczyk, chorzy wymagający pomocy nie są odsyłani do innych lecznic, bo na razie opieka pielęgniarka zapewniona jest na minimalnym poziomie. "Wszystkie oddziały, oprócz chirurgicznego, pracują w trybie ostrodyżurowym" - stwierdził Pawluczyk.

Szefowa szpitalnego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Anna Trzaszczka powiedziała, że siostry "znów znalazły się w punkcie wyjścia". "Mamy nadzieję, że przybędzie do nas wojewoda, że zostanie powołany sztab kryzysowy, bo sytuacja jest bardzo trudna i może dojść do narażenia życia pacjentów" - stwierdziła.

Pielęgniarki nie podjęły na razie decyzji o zaostrzeniu strajku. "Nasze działanie jest wyrazem dobrej woli. Nie chcemy doprowadzić do sytuacji, w której jeszcze bardziej utrudnimy pacjentom dostęp do opieki medycznej" - podkreśliła Trzaszczka. Dodała, że pielęgniarki gotowe są do dalszych rozmów.

"Negocjacje to porażka"

Sobotnie negocjacje między pielęgniarkami (z udziałem m.in. szefowej zarządu krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Doroty Gardias) a dyrekcją szpitala i prezydentem Radomia Andrzejem Kosztowniakiem trwały kilka godzin.

Dyrektor szpitala zaproponował pielęgniarkom, że przeznaczy dla nich pieniądze, które lecznica ma otrzymać z Narodowego Funduszu Zdrowia z tytułu tzw. nadwykonań za pierwsze półrocze br. - w sumie ok. 1,2 mln zł. "W przeliczeniu na jedną pielęgniarkę byłaby to jednorazowa kwota w wysokości około 1000 zł brutto" - wyjaśniła wiceprezydent Radomia Anna Kwiecień. Dodatek miałby być wypłacony jednorazowo lub w ratach przez pięć miesięcy.

Szefowa szpitalnego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Anna Trzaszczka nazwała sobotnie negocjacje porażką. Według niej, dyrekcja nie była w stanie określić, kiedy pieniądze dla pielęgniarek mogłyby być wypłacone. Nie było też - jak podkreśliła - gwarancji ze strony kierownictwa szpitala, że pieniądze będą wliczone później do uposażenia zasadniczego, na czym zależało pielęgniarkom.

Siostry początkowo żądały podwyżki w wysokości 600 zł brutto do podstawy wynagrodzenia, ale w trakcie negocjacji zmniejszyły te żądania o 100 zł.



"Złożony zostanie wniosek o zawieszenie działalności części oddziałów"

Kosztowniak zapowiedział, że w związku z brakiem porozumienia i kontynuacją strajku przez pielęgniarki, w poniedziałek złożony zostanie wniosek do wojewody o zawieszenie działalności części oddziałów. "Następnie czeka nas bardzo szybki proces restrukturyzacji szpitala" - dodał. Według prezydenta, w ramach tego procesu, część oddziałów będzie musiała być zlikwidowana, co może oznaczać także redukcję zatrudnienia.

Prezydent pytany, czy szpital może zostać przekształcony w spółkę prawa handlowego, odpowiedział, że nie widzi powodów, dla których miałoby to nastąpić. Według niego - w zależności od tego, jakie zostaną podjęte decyzje w poniedziałek po analizie sytuacji na oddziałach, pacjenci albo będą wypisywani ze szpitala, albo ewakuowani do innych lecznic.

W szpitalu przebywa około 190 pacjentów; w sumie jest tam 600 łóżek

Dyrekcja szacuje, że w szpitalu przebywa około 200 pacjentów; w sumie jest tam 600 łóżek.

Pielęgniarki są w sporze zbiorowym z dyrekcją szpitala od stycznia. Oprócz podwyżek, domagają się także m.in. wprowadzenia taryfikatora, siatki płac i norm zatrudnienia.

Strajk w radomskim szpitalu rozpoczął się w środę rano. Strajkujące pielęgniarki, ubrane w czarne koszulki, przebywają w szpitalnej świetlicy. Na oddziałach pozostały głównie siostry oddziałowe i pielęgniarki ściągnięte na zastępstwo m.in. z poradni specjalistycznych. W szpitalu działa także utworzony przez związki zawodowe zespół interwencyjny na wypadek zagrożenia życia i zdrowia pacjentów.

Radomski szpital jest jedną z największych lecznic w regionie. Leczą się w nim pacjenci nie tylko z Radomia, ale i z sąsiednich powiatów. Placówka zatrudnia 1500 osób, z czego ok. 600 to pielęgniarki i położne.