– Wybory przyniosły wielkie rozczarowanie. Jeśli wstępne wyniki się potwierdzą, to będzie ogromna katastrofa dla naszego kraju – komentował na gorąco Natiq Cafarli z Alternatywy Republikańskiej (REAL), jeden z opozycjonistów, którzy stanęli do nierównego wyścigu o miejsca w parlamencie. Nieoficjalne rezultaty wskazują na niekwestionowane zwycięstwo rządzącej Partii Nowego Azerbejdżanu (YAP).
Do 125-osobowego parlamentu wejdzie prawdopodobnie tylko jeden polityk opozycji, prawnik i filozof Erkin Qadirli z REAL. Przebieg głosowania był daleki od standardów zachodnich. Zanotowano wiele naruszeń: karuzelę (wielokrotne
głosowanie przez tę samą osobę), zastraszanie niezależnych obserwatorów i dosypywanie biuletynów do urn. Po zamknięciu lokali wyborczych do internetu co rusz wyciekały nagrania, na których członkowie komisji nieporadnie wyciągają spod stołu sterty nielegalnych biuletynów i dorzucają do liczonychgłosów.
– Po raz kolejny społeczność międzynarodowa przekona się, że w Azerbejdżanie nie szykują się żadne zmiany. Pora wyzbyć się złudzeń: zapowiedź reform to czcza gadanina – mówi Akif Qurbanov, szef Instytutu na rzecz Inicjatyw Demokratycznych, który prowadził monitoring niedzielnego głosowania w 33 okręgach. Według danych jego 250 obserwatorów prawdziwa frekwencja wynosiła ok. 20 proc. i była ponad dwa razy niższa niż ta podana przez władze (47proc.).
Zmian nie będzie
Głosowanie planowo miało się odbyć jesienią tego roku, ale w grudniu 2019 r.
prezydent İlham Aliyev niespodziewanie rozwiązał parlament i wyznaczył datę wyborów na 9 lutego. Decyzję tłumaczono jako podyktowaną koniecznością odmłodzenia składu parlamentu, który miał pomóc w implementacji reform promowanych przez rząd. Nieoficjalnie ważnym czynnikiem była również rosnąca pozycja wiceprezydent Mehriban Aliyevej (żony prezydenta) i jesienne przetasowania na szczycie, po których stanowiska straciło wielu wpływowych oficjeli w administracji głowypaństwa.
Wyobraźcie sobie
wybory przy zerowej obecności opozycji w telewizji, braku debat publicznych i wieców
Azerbejdżan jest republiką prezydencką i legislatywa nie odgrywa tu większej roli, ale niedzielne wybory miały być papierkiem lakmusowym intencji władz i kierunku deklarowanych zmian. – Wstępne rezultaty pokazują, że parlament po raz kolejny został sformowany wolą rządu, a nie narodu. Dlatego mimo większej liczby technokratów w praktyce jego skład niewiele będzie różnił się od poprzednich – uważa ekonomista Qubad İbadoğlu, który przebywa na
stypendium na Rutgers University w USA jako wizytującyprofesor.
Tymczasem wśród opozycji i społeczeństwa obywatelskiego przez ostatni rok toczyła się zaciekła debata, czy w warunkach autorytarnego systemu, w którym ogranicza się
prawo do zgromadzeń i wolności wypowiedzi, a każde kolejne wybory urągają standardom demokratycznym, jest sens uczestniczenia w głosowaniu. Po tym jak władze ogłosiły wybory, opozycyjna koalicja Narodowa Rada Sił Demokratycznych podjęła decyzję obojkocie.
Ali Karimli, przywódca Ludowego Frontu Azerbejdżanu (AXCP), największej partii koalicji, któremu władze od 14 lat odmawiają wydania paszportu, podkreśla, że bez reform systemowych nie ma mowy o wolnych wyborach. – Czy można sobie wyobrazić wybory przy zerowej obecności opozycji w telewizji, braku debat publicznych i wieców? To nie wybory, ale ich imitacja. Nasza decyzja jest racjonalna. W obecnych warunkach uczestnictwo w tej grze jest wodą na młyn dla rządu, stwarzającą pozory politycznej konkurencji – wyjaśniaKarimli.
Nie wszyscy podzielili opinię przywódcy AXCP. Trzy inne ugrupowania opozycyjne postanowiły stanąć do wyścigu. Nie kryli jednak zawiedzionych nadziei, obserwując przebieg głosowania i liczenia głosów. „Dzisiejsze wydarzenia miały miejsce w kompletnej ciemności. W Azerbejdżanie zgasło światło” – napisał Natiq Cafarli na Facebooku po zamknięciulokali.
Rozczarowanie przeżyło również sporo młodych, którzy w rekordowych liczbach zaangażowali się w kampanię i monitoring głosowania. Choć dzisiejsi 20-latkowie nie mieli okazji zobaczyć przy władzy kogoś spoza klanu Aliyevów, wielu miało nadzieję, że i do nich dotrze wiatr zmian. Nie trwało to długo. Raper Camal Ali, którego polityczne teksty zmusiły do ewakuacji z Azerbejdżanu w 2012 r., tak podsumował na Facebooku wstępne rezultaty: „Obywatelu, płaczesz czy deszcz padał? – Nie, napluli mi wtwarz”.
Co dalej?
Na tle burzliwych politycznie Gruzji i Armenii kaspijska republika, w której na czele rządów od ćwierćwiecza stoi ta sama rodzina, prezentuje się stabilnie, choć z demokracją ma niewiele wspólnego. Gdy w 2003 r. İlham Aliyev przejmował schedę po schorowanym ojcu Heydarze, wielu miało nadzieję, że młody prezydent nieco poluzuje rządy silnej ręki. Ale zamiast odwilży syn jeszcze mocniej dokręciłśrubę.
W rankingu think tanku Economist Intelligence Unit Azerbejdżan jest sklasyfikowany na 146. miejscu ze 167 badanych krajów, w tyle za Turcją, Rosją czy nawet Kazachstanem. Według raportów obserwatorów OBWE żadne wybory w ostatnich 15 latach nie spełniały standardów demokratycznych. Wielu młodych Azerów chciało jednak wierzyć, że po jesiennych roszadach w ekipie rządowej, odmłodzeniu kadr i obietnicach reform Azerbejdżan ma już za sobą najbardziej represyjnyokres.
W listopadzie 2019 r. z pozycji szefa administracji prezydenta został zwolniony 82-letni Ramiz Mehdiyev, uznawany za głównego architekta polityki represji wobec społeczeństwa obywatelskiego i politycznych dysydentów. 24-letni Bahruz Samadov z prodemokratycznej organizacji Wykrzyknik podkreśla, że choć wielu straciło wiarę w zmiany, przyszłość nie maluje się w całkowicie ciemnych barwach. – Na scenie pojawili się nowi aktorzy, którzy oferują nowy sposób myślenia. Na dłuższą metę ich obecność pomoże zainteresować sprawami publicznymi miejską młodzież, która zobaczy, że istnieje alternatywa – mówi.
Podobny cel w swojej kampanii miał 29-letni Mehman Hüseynov, autor wideoblogów, które bezlitośnie obnażają korupcję polityków i oficjeli. Jego działalność zaprowadziła go w 2017 r. za kratki, gdzie spędził prawie dwa lata. Bloger nie ma złudzeń, że w obecnym systemie na ludzi jego pokroju nie będzie miejsca. – Nie jestem politykiem i nie walczę o władzę. Wykorzystuję głosowanie, by zainteresować jak najwięcej osób tym, co się dzieje w Azerbejdżanie. Wybory dały mi możliwość spotkań i komunikacji z wyborcami. Chcę, żeby ludzie śledzili naszą działalność, wyciągali wnioski i nie bali się protestować, jeśli zajdzie taka potrzeba – tłumaczył kilka dni przed głosowaniem. Poza okresem kampanii władze niechętnie patrzą na aktywistów, którzy wychodzą z przekazem poza wirtualnyświat.
Popularny bloger był również obiektem największego skandalu kampanii. Poseł Farac Quliyev, tegoroczny rywal Hüseynova w okręgu jednomandatowym, zaproponował mu 15 tys. manatów (34 tys. zł) za wycofanie się z wyścigu. Bloger nie tylko odrzucił propozycję, ale i ujawnił treść nagranej rozmowy oraz zgłosił sprawę do prokuratury. – Propozycja łapówki pokazuje, że władze boją się uczciwych, transparentnych wyborów i wolałyby, aby nie brali w nich udziału kandydaci tacy jak ja – mówiłHüseynov.
Konsekwencje dla regionu
Choć skład nowego parlamentu najprawdopodobniej odzwierciedli wolę władz, na dłuższą metę zwycięstwo ekipy Aliyeva może być pyrrusowe. – Problemy społeczeństwa pozostały nierozwiązane. W przyszłości możemy się spodziewać wzrostu napięć społecznych i agresji – prognozuje Qubad İbadoğlu. Zapytany, co lutowe głosowanie oznacza dla regionu, profesor nie przebiera w słowach. – Azerbejdżan nie szanuje europejskich wartości. Władze podążają tą samą drogą co Rosja i Białoruś i nie zamierzają się integrować z Europą czy NATO – mówi.
To ważna wiadomość dla Polski, dla której bogaty w surowce energetyczne Azerbejdżan jest partnerem z uwagi na tranzytowe położenie między Europą a Azją. Stopniowe oddalanie się kraju od Zachodu może być zagrożeniem dla wspólnych interesów. – Społeczeństwo Azerbejdżanu ma coraz mniejsze zaufanie do Zachodu. Istnieje przekonanie, że niektórych tamtejszych polityków łatwo przekupić – tłumaczy Leyla Aliyeva, azerska politolożka afiliowana przy Uniwersytecie w Oksfordzie. – Dlatego warto aktywnie wspierać demokrację i tym samym odbudowywać wizerunek Zachodu – dodaje politolożka. Jej zdaniem współpraca ekonomiczna powinna być uzależniona od postępów w dziedzinie praw człowieka idemokratyzacji.
Ważnym instrumentem przy realizowaniu tej polityki ma być program Partnerstwa Wschodniego. Mimo skostniałych politycznych struktur w konserwatywnym Azerbejdżanie pojawiają się coraz silniejsze ruchy obrony środowiska, równouprawnienia czy praw pracowniczych. – Europa powinna bardziej się zaangażować. Pora przeformułować pojęcie społeczeństwa obywatelskiego i zacząć wspierać nie tylko organizacje pozarządowe, ale i kulturę, sztukę, naukę czy sferę edukacji – uważa Raşad Şirin, politolog i badacz procesów socjologicznych. – Nie przyniesie to szybkich zmian, ale będzie doskonałą inwestycją na przyszłość – konkluduje.
Visegrad Insight, Res Publica