Nasz rząd poważnie rozważa poparcie kandydata RFN na szefa Europejskiego Banku Centralnego. To element szerszej gry o kształt rozdania najważniejszych funkcji w Unii.
– Jens Weidmann jest dobrym wyborem, a dodatkowo jego wskazanie zablokuje innego kandydata z Niemiec na inne kluczowe funkcje na szczytach UE – mówi nam ważny polityk Prawa i Sprawiedliwości i dodaje od razu, że przemawiają za tym także istotne racje gospodarcze. Jest postrzegany jako bardziej „jastrzębi” niż obecny szef EBC Mario Draghi, co ma gwarantować, że polityka EBC nie będzie zbyt luźna. – Nie zgodzi się na pomysły uwspólnienia długu strefy euro – podkreśla nasz rozmówca. To główne powody, dla których chętnie widzielibyśmy Niemca w fotelu szefa EBC. Choć oczywiście on i także inni politycy PiS podkreślają, że ostateczna decyzja ma być nie tylko elementem układanki personalnej na szczytach UE, ale także sumy gry interesów na innych polach, np. w sprawie wieloletnich ram finansowych.
Po raz pierwszy Europejski Bank Centralny staje się jednym z elementów powyborczej układanki w Europie. Chociaż instytucja cieszy się dużą niezależnością i do tej pory wybór jej prezesa pozostawał na marginesie unijnych roszad, w tym roku koniec kadencji Mario Draghiego ostatniego dnia października zbiega się z koniecznością zapełnienia po wyborach czołowych stanowisk w Brukseli: szefa Komisji Europejskiej, szefa Parlamentu Europejskiego oraz wysokiego przedstawiciela odpowiadającego za unijną dyplomację. Od grudnia zwalnia się posada szefa Rady Europejskiej, także niemająca związku z wyborczym kalendarzem. Donald Tusk pełni tę funkcję od 2014 r. W jednym roku opustoszeją więc wszystkie najważniejsze w Europie fotele. Donald Tusk już zapowiedział, że personalne rozdanie na te wszystkie funkcje będzie rozpatrywane łącznie z uwzględnieniem zachowania równowagi geograficznej, balansu politycznego i płci, starych i nowych państw itp.
Z tego punktu widzenia na początku kluczowa będzie gra o szefa Komisji Europejskiej. – W UE potwierdza się powiedzenie z Watykanu: Kto na konklawe wchodzi papieżem, wychodzi kardynałem. Spitzenkandidaten nie mają szans, zostaje Michel Barnier i Margrethe Vestager. Z naszej części Europy cień szansy ma Dalia Grybauskaitė – podkreśla Ryszard Czarnecki z PiS. Spiztenkandidaten to procedura, która przewiduje wskazywanie kandydata na szefa KE przez wszystkie rodziny polityczne w UE jeszcze przed wyborami do europarlamentu. Teoretycznie to kandydat zwycięskiej Europejskiej Partii Ludowej – Bawarczyk Manfred Weber – powinien objąć to stanowisko. Drudzy są socjaliści z Fransem Timmermansem, dopiero następni w kolejności są liberałowie i Vestager.
Weidmann jest bardziej „jastrzębi” niż obecny szef EBC
EPL zwyciężyła w wyborach do europarlamentu, na dodatek Weber cieszy się wsparciem kanclerz Angeli Merkel. Ale jego szanse są tylko teoretycznie duże. Przeciwko sobie ma francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona, który otwarcie zarzucił mu brak kompetencji do pełnienia tego stanowiska. Francuski przywódca sam chce mieć wpływ na to, kto otrzyma najważniejszy fotel w Brukseli, dlatego nie zgadza się, by automatycznie trafił on do osoby namaszczonej przez zwycięską partię. Christopher Gatz z Instytutu Friedricha Eberta w Berlinie dodaje, że Weber nie jest szczególnie popularny wśród Niemców i jego kandydatura nie ma mocnego poparcia w kraju. Nie składa jednak broni. W piątek przyjechał do Warszawy, gdzie rozmawiał z premierem Mateuszem Morawieckim o obsadzie najwyższych stanowisk. Po spotkaniu rzecznik rządu Piotr Mueller poinformował, że stanowisko polskiego rządu w sprawie kandydata na szefa KE będzie znane na unijnym szczycie 20 czerwca.
Zdaniem komentatorów Angela Merkel w pewnym momencie może więc odpuścić walkę o Komisję Europejską i poprosić o EBC jako zadośćuczynienie. Gatz uważa, że niemiecko-francuski spór o stanowiska w UE tak naprawdę dotyczy Europejskiego Banku Centralnego. Francuzi również mają swojego kandydata, to Francois Villeroy de Galhau, zarządca Banku Francji. Jak podkreśla Gatz, niemieckie społeczeństwo bardzo chciałoby, by to właśnie Weidmann dostał posadę szefa EBC, bo jest ceniony za jastrzębią politykę monetarna, co z niemieckiego punktu widzenia będzie dobre dla wspólnej waluty. – Ale właśnie z tych powodów ciężko sobie wyobrazić, by Francja, Włochy czy Hiszpania go poparły – mówi DGP niemiecki analityk.
Ważny jest nie tylko polityczny, lecz także gospodarczy kontekst całej dyskusji. Gospodarka strefy euro zwalnia, to może znów napędzić obawy o powtórkę turbulencji w strefie z początku dekady. Będzie więc rosła presja państw Południa kontynentu na elastyczną politykę EBC. To napędzi obawy państw Północy, w tym Niemiec, przed widmem kolejnego kryzysu zadłużenia państw strefy euro, którego koszty spadłyby na kraje utrzymujące dyscyplinę budżetową. Z tego punktu widzenia funkcja szefa EBC będzie kluczowa. – Niemcy odpuszczą szefa KE, na co i tak nie mają szans i wezmą szefa EBC, bo to daje szansę zablokowania pomysłów Południa na szastanie pieniędzmi, czego chce Macron – uważa Ryszard Czarnecki. Weidmann choć bywał przeciwnikiem działań obecnego szefa EBC Mario Draghiego, to przyznał ostatnio, że niekonwencjonalna polityka EBC przyczyniła się do silniejszego wzrostu gospodarczego i szybszego spadku bezrobocia w strefie euro. Co można traktować jako gest mający uspokoić krytyków jego kandydatury.
Unijne roszady dopiero ruszają. Tusk jako szef RE prowadzi teraz rozmowy z frakcjami parlamentarnymi. Chce mieć „jasność co do wszystkich stanowisk” podczas unijnego szczytu 20 i 21 czerwca. To bardzo ambitne zadanie, biorąc pod uwagę, że podział stanowisk ma spełniać kryteria geograficzne i polityczne. W tym roku dwa kluczowe stanowiska – jak zapowiadali m.in. Macron i Tusk – powinny objąć kobiety. W przypadku EBC również wskazywana jest Niemka Claudia Buch, zastępczyni Weidmanna w Bundesbanku.
Henryka Bochniarz, szefowa Konfederacji Lewiatan zrzeszającej polskich przedsiębiorców, uważa, że choć nie jesteśmy w strefie euro, EBC jest bardzo istotny z punktu widzenia naszej gospodarki i będzie coraz silniej oddziaływał na czynniki, które warunkują politykę monetarną polskiego banku centralnego. Jak mówi, kluczowymi wyzwaniami są prowadzenie polityki pieniężnej sprzyjającej wyjściu z dekoniunktury w strefie euro oraz wzmocnienie zaufania do wspólnej waluty. – Obecnie znajdujemy się w momencie zawieszenia, czy już można skończyć z programami transferów finansowych, czy przeciwnie, bo to mogłoby jeszcze pogłębić możliwe spowolnienie gospodarcze – mówi. Jak jednak dodaje, to, z jakiego kraju będzie pochodzić szef EBC, ma mniejsze znaczenie. Kluczowe jest, by szefowie wszystkich unijnych instytucji potrafili ze sobą współpracować. – Do tej pory wszystko było jasne, ponieważ rządziły Europą dwie siły polityczne. Dzisiaj polityka staje się mniej przewidywalna – podkreśla. ©℗

opinie

Weidmann, Weidmann über alles

Bartek Godusławski​​​​​​​ bartek.goduslawski@infor.pl
Rozgrywka o fotel prezesa Europejskiego Banku Centralnego będzie jedną z najciekawszych, jakie nas czekają w najbliższych miesiącach. Jest silnie wpisana w skomplikowany podział unijnych stanowisk z szefem Komisji Europejskiej i przewodniczącym Rady na czele. Osiem lat temu o tej porze w Banku Centralnym strefy euro karty były już rozdane i Włoch Mario Draghi wiedział, że obejmie prezesowskie stery.
Kto będzie jego następcą, okaże się pewnie w ramach francusko-niemieckiego porozumienia. Biorąc pod uwagę „karierę” poprzednika Draghiego w EBC, Francuza Jeana-Claude’a Tricheta, lepiej chyba postawić na Niemca. Strach przed jego nominacją, jaki panuje w krajach, które słyną z frywolnego podejścia do dyscypliny budżetowej, pozwala mieć nadzieję, że Jens Wiedmann samym faktem posiadania niemieckiego paszportu będzie w stanie przekonać nieprzekonanych do reform i odpowiedzialności.
Niemcy zawsze padają ofiarą stereotypów. Ekonomia, polityka, gospodarka nie są wyjątkiem. W Weidmannie jego rywale widzą przyszłego grabarza euro i całej Unii Europejskiej oraz człowieka, który zamęczy Greków, Włochów czy Hiszpanów ograniczaniem długu publicznego. Będzie jak ten facet, co chciał konia oduczyć jeść i nie dawał mu jeść przez cztery dni. Już mu się prawie udało, tylko koń na piąty dzień wziął i zdechł.
Obserwując jednak od wielu miesięcy przygotowania, a właściwie kampanię, bo Niemiec nie jest faworytem do zasiadania we frankfurckiej wieży EBC, widać, jak bardzo mu zależy. Odwiedza kraje, które mogą mieć problem z typem polityki monetarnej à la Bundesbank, którym kieruje Weidmann. Próbuje przekonać do siebie nie tylko klasę polityczną i liderów państw członkowskich Eurolandu (poradził sobie z Włochami, którzy blokowali jego kandydaturę), ale i opinię publiczną. Dał się nawet zaprosić do popularnego youtubera Tilo Junga.
Jego największy problem wynika z tego, że wszyscy widzą w nim Jensa-jastrzębia z 2011 r., kiedy stawał na czele Bundesbanku i przez lata był krytyczny wobec ultraluźnej polityki pieniężnej w strefie euro i niestandardowych działań, które ordynował Draghi. Weidmann AD 2019 wyraża się w sposób bardziej wyważony, rozumie problem, jaki generuje niemiecka nadwyżka handlowa dla reszty eurolandu i docenia działania odchodzącego prezesa w ratowaniu wspólnej waluty. Wiele wskazuje, że jest w tym szczery i jego prezesurą najbardziej rozczarowani byliby rodacy, bez problemu za to mógłby planować urlop na Sycylii czy Krecie. Niemcy „umieją w gospodarkę”. Niemiecki prezes EBC będzie umiał jeszcze lepiej.

Dlaczego Jens Weidmann nie powinien zostać prezesem EBC

Rafał Hirsch rafal.hirsch@infor.pl
Gdyby strefa euro rosła w tempie mniej więcej 4,5 proc. rocznie i nie miała żadnych większych problemów gospodarczych, być może wtedy Jens Weidmann byłby odpowiednim szefem EBC. Trudno byłoby wtedy coś popsuć. Jednak pod koniec 2019 r. i w 2020 r. będzie ona w sytuacji trudniejszej. A w przeszłości w takich okolicznościach Weidmann i inni zwolennicy ostrzejszej polityki monetarnej mieli w kryzysach pomysły głównie złe.
Kluczowe dla rozwoju gospodarczego w strefie euro były lata 2011–2012. Wcześniej Europa wpadła w kryzys gospodarczy tak jak USA, a potem wychodziła z niego mniej więcej w tym samym tempie co Stany. W 2011 r. została z tyłu, a powód łatwo wskazać. Wtedy właśnie EBC dwukrotnie podniósł stopy procentowe, skupiając się tylko na przejściowo rosnącej inflacji i ignorując głosy mówiące o tym, że wyższe stopy zniszczą w strefie ożywienie gospodarcze.
Szefem EBC był wtedy Jean Claude Trichet, ale Jens Weidmann (w ECB od maja 2011 r. jako prezes Bundesbanku) tę politykę popierał i się pomylił, bo po niepotrzebnych podwyżkach przyszła recesja. Pod koniec 2011 r. Tricheta zastąpił Mario Draghi, który zaczął kadencję od obniżki stóp, a potem osobiście ugasił kryzys, który groził wtedy rozpadem strefy euro. Zrobił to, przekonując rynki finansowe, że nie cofnie się przed pomysłami, które dotąd w strefie euro były nie do przyjęcia, na przykład przed skupem obligacji z rynku. To było wtedy nie do pomyślenia, bo stanowczo sprzeciwiali się temu Niemcy z Weidmannem na czele. Doszło między nimi do ostrego konfliktu. Amerykański noblista Paul Krugman pisał wtedy, że Weidmann zachowuje się tak, jakby chciał rozpadu strefy euro.
Można powiedzieć, że Draghi i EBC po 2012 r. uratowali strefę euro właśnie dlatego, że radzili sobie z protestami Niemców i prowadzili politykę całkowicie niezgodną z ich przekonaniami, nie wywołując jednocześnie twardego politycznego konfliktu w tej sprawie. Można odnieść wrażenie, że potem w kolejnych latach sam Weidmann zdecydowanie złagodniał, a konflikt z Draghim dość szybko poszedł w zapomnienie. Ale mimo wszystko teraz zastępowanie Draghiego, który wygrał, bo pokonał Weidmanna, tym samym Weidmannem byłoby zbyt ryzykowne.
Co gorsze, nawet jeśli on się zmienił, to rynek finansowy i tak mógłby się wystraszyć. A strachy na rynkach finansowych często działają jak samospełniająca się przepowiednia, więc nawet mając dobre zamiary, szef Bundesbanku tylko samym objęciem stanowiska w EBC mógłby sytuację gospodarczą w strefie euro dodatkowo pogorszyć, bo jego osoba byłaby traktowana jako dodatkowy czynnik ryzyka.