"Gazeta Wyborcza" opublikowała w czwartek fragmenty zeznań austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera, w których opisuje on moment przekazania koperty z 50 tys. zł dla członka Rady Fundacji Instytut im. Lecha Kaczyńskiego, na polecenie prezesa PiS. "Biznesmen na szczegółowe pytania prokuratora nie potrafił udzielić informacji, zasłania się niepamięcią (...) nie wyjaśnił, komu miałby przekazać pieniądze, ani kto miał być tego świadkiem" - skomentował dla PAP publikację "GW" rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

"Gazeta Wyborcza" w opublikowanym w czwartek artykule pt. "Taśmy Kaczyńskiego. Ujawniamy szczegóły zeznań Austriaka w sprawie koperty z 50 tys. zł" przedstawiła "nowe szczegóły zeznań austriackiego przedsiębiorcy", czyli Geralda Birgfellnera, które miał złożyć w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie w związku ze złożonym w styczniu zawiadomieniem o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.

"GW" przypomina, że "w latach 2017-18 Austriak pracował 14 miesięcy przy projekcie deweloperskim Srebrnej, który zakładał budowę w centrum Warszawy dwóch bliźniaczych wieżowców. W tym czasie 19 razy spotkał się z Kaczyńskim, który zlecał mu prace. Ostatecznie Srebrna zrezygnowała z inwestycji, a Birgfellner nie dostał wynagrodzenia, które wylicza na 1,3 mln euro". Według ustaleń dziennikarzy "Wyborczej" Birgfellner miał podczas przesłuchania w prokuraturze w dniu 13 marca powiedzieć, że "7 lutego 2018 przywiózł do centrali PiS 50 tys. zł w gotówce. Do wypłacenia tej kwoty miał go nakłonić prezes PiS Jarosław Kaczyński".

Pieniądze – jak podaje dziennik – miały być przeznaczone dla ks. Rafała Sawicza, członka Rady Fundacji Instytut im. Lecha Kaczyńskiego. "Jego rola była wówczas strategiczna. Bez zgody całej rady fundacji spółka Srebrna, na której gruncie miały stanąć wieżowce, nie mogłaby wejść w deweloperkę. Po otrzymaniu gotówki ksiądz miał złożyć podpis pod uchwałą rady pozwalającą na rozpoczęcie inwestycji" – czytamy w artykule "GW". Birgfellner miał dostarczyć prokuraturze okręgowej wydruk potwierdzający wypłatę 50 tysięcy złotych z jego prywatnego konta. "Nie chcę się tutaj pomylić, przekazałem kopertę, pan Kaczyński z kopertą wszedł do swojego pokoju, gdzie pan Sawicz już siedział. Gdzieś ok. 20 minut później pan Sawicz wyszedł, (...) podaliśmy sobie dłonie i ponownie weszliśmy z panem Kaczyńskim do pokoju. Wtedy poinformowano mnie, że podpis został złożony, i wydaje mi się, że wtedy mi tę uchwałę przekazał" – cytuje zeznania Birgfellnera "GW".

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Łukasz Łapczyński zapytany przez PAP o stanowisko prokuratury w tej sprawie odpowiedział, że "zeznania złożone dotychczas przez austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera są nieścisłe, ogólne i niepełne. Budzą wątpliwości i dlatego wymagają szczegółowej weryfikacji i analizy pod względem ich wiarygodności" – powiedział prokurator. Łapczyński dodał, że austriacki biznesmen "najczęściej zasłania się niepamięcią i udziela zdawkowych informacji". Prokuratura przyznaje, że Birgfellner o "rzekomym przekazaniu koperty z pieniędzmi wspomniał na drugim przesłuchaniu" czyli 13 lutego, jednak "na szczegółowe pytania prokuratora, nie potrafił udzielić informacji". Kolejne informacje na temat przekazania 50 tysięcy złotych Austriak miał podać podczas przesłuchania 13 marca.

"Ani za pierwszym, ani za drugim razem nie wyjaśnił, komu miałby przekazać pieniądze, ani kto miał być tego świadkiem" – powiedział prok. Łapczyński.

Według prokuratury utrudnieniem w prowadzeniu postępowania jest fakt, że "zawiadamiający o podejrzeniu przestępstwa oszustwa biznesmen mimo żądania prokuratury nie złożył jak dotąd dokumentów potwierdzających rzekomo kilkumilionowe koszty, jakie miał ponieść w związku z planowaną inwestycją" – powiedział prok. Łapczyński. Dodał, że prokuratura nie dysponuje dokumentami poświadczającymi, że Birgfellner poniósł "jakiekolwiek koszty i został narażony na straty". Austriak nie dostarczył także oryginałów tzw. "taśm Kaczyńskiego". "Biznesmen zeznał, że nie wie, jakim urządzeniem zostały zarejestrowane i gdzie się znajdują" – powiedział PAP prokurator. Birgfellner i jego pełnomocnicy mieli natomiast dostarczyć prokuraturze około 1,5 tysiąca stron innych dokumentów w języku angielskim i niemieckim. "Wymagają one przetłumaczenia przez tłumaczy przysięgłych, a następnie wnikliwej analizy pod kątem ich przydatności dla prowadzonego postępowania" – tłumaczy prok. Łapczyński.

Kolejny termin przesłuchania Geralda Birgfellnera został wyznaczony na początek kwietnia. "Intencją prokuratury jest zebranie wszelkich możliwych dowodów, a także pozwolenie przesłuchiwanemu na przekazanie wszystkich informacji, którymi dysponuje. Dopiero ich rzetelna ocena pozwoli na podjęcie decyzji dotyczącej dalszego toku postępowania" – zaznaczył prokurator.

W środę jeden z pełnomocników Austriaka, mec. Roman Giertych poinformował, że złożył zażalenie na bezczynność prokuratury w tej sprawie. "Złożyliśmy dziś zażalenie na bezczynność prokuratury w sprawie zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa oszustwa złożonego przez G. Birgfellnera. Przekroczone zostały terminy kodeksowe. Prokuratura mimo sześciokrotnych przesłuchań pokrzywdzonego nie potrafi podjąć decyzji" - napisał w środę po południu na Twitterze mec. Giertych.