Świadek zeznał, że pracował w Amber Gold od stycznia do lipca 2012 r. i kierował biurem szkoleń składającym się z czterech osób. "Szkoliliśmy pracowników Amber Gold i obsługę naziemną (linii lotniczych) OLT Express" - powiedział.
Jak mówił, przede wszystkim zajmował się szkoleniami dla nowo zatrudnionych osób, skupiał się na "różnego rodzaju kwestiach organizacyjnych, czyli pisaniu i konsultowaniu procedur szkoleniowych".
"Pracowałem w firmie krótko, przyszedłem na jakiś +stan zastany+, starałem się rozwinąć procedury i procesy związane z funkcjonowaniem działu szkoleń. I nie byłem świadomy oszukańczych praktyk funkcjonujących w tej firmie aż do lipca 2012, gdzie dochodziłem do wniosku, że należy z pracy zrezygnować" - powiedział Ciesielski.
Przekonywał, że nikt z działu szkoleń świadomie nie działał na niekorzyść klientów Amber Gold.
Poseł PiS Marek Suski pytał, czy do obowiązków świadka należało znajdowanie odpowiedzi na "trudne pytania" od klientów, np. "gdzie jest złoto".
"Tak, takie pytanie (było), ponieważ na początku przez parę miesięcy obowiązywała teza, że złoto jest w BGŻ-cie, a potem był z tym problem, wobec tego pojawiły się pewne niejasności, nie wiem już ma czym one polegały, w każdym razie to pytanie znalazło się w liście pytań do zarządu (...). Ta lista została sformułowana gdzieś w czerwcu i dopiero pojawiła się w lipcu, kiedy właściwie to przestało mieć znaczenie" - powiedział świadek.
Odpowiadając na pytanie przewodniczącej komisji Małgorzaty Wassermann (PiS), Ciesielski podał, że jest doktorem nauk ekonomicznych w zakresie międzynarodowych stosunków gospodarczych. Świadek powiedział, że w czasie rozmowy rekrutacyjnej z Marcinem P. zwrócił uwagę, że trudno oprzeć długoterminową strategię firmy na wzroście kursu złota, ponieważ taka sytuacja nie będzie trwała wiecznie. Na to, jak mówił, uzyskał odpowiedź, że jest planowany rozwój innych produktów, takich jak sprzedaż ratalna, kantory walutowe, leasing. Dodał, że w przypadku leasingu i sprzedaży ratalnej zostały powołane odpowiednie jednostki, co w jakiś sposób uwiarygodniło słowa Marcina P.
Świadek zeznał, że wiedział o wpisaniu Amber Gold na listę ostrzeżeń KNF-u, ale wiedział również, że prokuratura czy sądy "odrzucają to, co pisze KNF".
Odpowiadając na kolejne pytanie, powiedział, że wprost nie zadał Marcinowi P. pytania, czy ma rezerwy bądź gwarancje na to, co oferuje klientom w lokatach. "Natomiast z drugiej strony, jeżeli tyle osób wiedziało, że to jest oszustwo, dziwię się, że nie przedstawiono dowodów i ta firma przez tyle czasu istniała ze szkodą dla klientów" - powiedział świadek.
Podkreślił, że zatrudniając się w Amber Gold, miał przekonanie, że przychodzi do firmy, która działa w sposób legalny, ponieważ była obecna na rynku już dwa lata.
Ciesielski zeznał też, że jego żona założyła w Amber Gold depozyt w wysokości 20 tys. zł. Jak powiedział, te pieniądze przepadły.
Poseł Nowoczesnej Witold Zembaczyński pytał świadka, czy opracowując odpowiedzi na zastrzeżenia, które pojawiały się w pracy doradców klientów miał świadomość wprowadzania klientów w błąd.
"Nie, nie mieliśmy takiej świadomości, nikt nikogo nie przekonywał, żeby np. inwestować całe swoje pieniądze, dorobek życia" - powiedział świadek.
"Rozumiem, że wielu ludzi straciło majątek, natomiast (...) pod żadnym pozorem nie można do jednej firmy, w jedną inwestycję, pakować wszystkich swoich pieniędzy. Bardzo mi przykro z tego powodu, że tak się stało" - wskazał Ciesielski.
Zembaczyński wtrącił, że szczególnie przykro, jak widać "gołym okiem", że ta firma jest piramidą finansową. "Zależy na jakim etapie, jeżeli było widać +gołym okiem+, że firma jest piramidą finansową, to wszyscy łącznie z państwem popełniliście grzech zaniechania, nikt nie udowodnił, a wszyscy mówią, że było widać +gołym okiem+" - powiedział Ciesielski.
W reakcji członkowie komisji poprosili świadka, by nie przekraczał pewnej granicy i "nie kpił" z komisji.
Poseł Kukiz'15 Tomasz Rzymkowski dopytywał, czy uprawniona jest teza, że szkolenia pracowników Amber Gold miały na celu tylko i wyłącznie nauczenie ich umiejętności pozyskiwania jak największej liczby klientów poprzez wprowadzenie ich w błąd.
"Nikt wtedy nie myślał, że wprowadza klientów w błąd, że sprzedajemy oszukańcze produkty" - powiedział świadek.
Pytany, czy ma świadomość, że współdziałał z oszustami i na skutek jego działań wiele osób straciło oszczędności życia odpowiedział: "Jest mi przykro, jest mi wstyd, natomiast (...) działaliśmy w dobrej wierze po prostu. Nikt świadomie nie oszukiwał klientów".