Kilkadziesiąt kilometrów na północ od Lizbony znajduje się centrum firmy Jeronimo Martins (w Polsce właściciela sieci Biedronka i Plus). W wielkich halach, w dzień, ale przede wszystkim w nocy, przeładowywane są towary, które o świcie wyjeżdżają ciężarówkami do setek hipermarketów. Tuż obok w schludnym biurowcu całą dobę funkcjonuje zakładowe przedszkole. W dzień dzieci bawią się i uczą pod okiem opiekunek, w nocy śpią. Przyjeżdżają do firmy razem z pracującymi na trzy zmiany rodzicami, a kiedy ci kończą pracę, dzieciaki wracają z nimi do domów.
W Polsce działa osiem podobnych centrów dystrybucyjnych firmy, ale przedszkola nie znajdziemy w żadnym z nich. Nasi pracodawcy nie palą się do otwierania przyzakładowych placówek. Jest ich w kraju ledwie kilkanaście, najwyżej kilkadziesiąt. Specjaliści od HR wskazują zyski z utworzenia miejsca, w którym pracujący rodzice mogą zostawić pociechy, ale są one niewymierne i trudne do ujęcia w cyfrach. Natomiast koszty liczone przez speców od finansów – realne i przekraczające możliwości wielu pracodawców. Organizacja placówki z prawdziwego zdarzenia to wydatek kilku milionów złotych, jej funkcjonowanie – co najmniej kilkaset tysięcy rocznie.
Firmowe przedszkole jest często istotnym czynnikiem wpływającym na decyzję o wyborze pracodawcy i lojalności wobec niego. – Pracownicy, którzy nie zamartwią się tym, co dzieje się z ich dzieckiem, kiedy wychodzą do pracy, stają się bardziej kreatywni i wydajni – mówi „DGP” Cecylia Sadowska-Starska, badaczka równowagi między pracą a życiem z Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Białymstoku.
Założenie przyzakładowego przedszkola często się firmie opłaca. W większości europejskich krajów pracodawca uzyskuje znaczące zwolnienie podatkowe, niekiedy pozwalające sfinansować nawet całość inwestycji. Z badań Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych wynika, że przedsiębiorstwa, które wdrażają rozwiązania ułatwiające pracownikom godzenie obowiązków domowych z zawodowymi, osiągają lepsze wyniki finansowe. – Dopóki jednak świadomość i pracodawców, i pracowników jest niska, niewiele się zmieni. Zwłaszcza że w Polsce znów mamy do czynienia z rynkiem pracy zdominowanym przez pracodawców – mówi Sadowska-Starska.

Przedszkole za darmo

Decyzja o organizacji przedszkola w dębickiej firmie Weldon, produkującej kontenery mieszkalne, socjalne, biurowe, a także ekrany dźwiękochłonne ustawiane przy drogach, zapadła rok temu. Zakład zatrudnia ok. 200 osób, kolejne 50 w spółce córce AmTech wytwarzającej domy w technologii szkieletowej.
Większość pracowników to ludzie młodzi. – Zastanawialiśmy się, jak pomóc i im, i sobie, ale wahaliśmy się. Przerażały nas koszty – mówi „DGP” wiceprezes firmy Agnieszka Szymaszek. Obawy zostały rozwiane, gdy Weldonowi udało się uzyskać dofinansowanie z Europejskiego Funduszu Społecznego. Na zgłoszony do konkursu projekt pięciooddziałowego przedszkola firma dostała 3,5 mln zł.
W pięć miesięcy powstał budynek, stawiany przy wykorzystaniu elementów i technologii, którym dysponuje firma. W pięciu oddziałach przebywa 125 dzieci. 25 z nich to potomstwo pracowników Weldonu, reszta maluchy z miasta. Placówka znajduje się w centrum Dębicy. Miało być blisko firmy, ale latem ubiegłego roku przyszła powódź, która zalała teren zakładu. Weldon wznowił produkcję kilka kilometrów od miasta. – To kłopot dla rodziców, ale w razie potrzeby możemy dowozić dzieci, bo nasze przedszkole ma mikrobus – mówi Szymaszek.
Dębickiemu przedszkolu nie dorównuje niejedna placówka wielkomiejska. Sale są nowe, jasne i przestronne. Program wyjątkowo bogaty. Poza zajęciami przewidzianymi programem wychowania przedszkolnego dzieci mają codziennie angielski, raz w tygodniu dodatkowo francuski. Dwa razy w tygodniu – zajęcia malarskie, taneczne i teatralne. Przedszkolaki znajdują się pod opieką psychologa i logopedy. Raz w tygodniu pojawia się pediatra. Za to wszystko rodzice nie płacą ani grosza. Przez najbliższe dwa lata działalność placówki będzie całkowicie finansowana z unijnej dotacji. Przedszkole ma funkcjonować również w czasie wakacji. To duże ułatwienie dla rodziców, którzy pracują także latem, kiedy publiczne placówki mają przerwę.
Takich przyzakładowych placówek działa w Polsce niewiele. Danych na ten temat nie gromadzi ani Ministerstwo Edukacji Narodowej, ani Ministerstwo Pracy.
W badaniu przeprowadzonym przez Wolters Kluwer Polska, redakcję serwisu HR i Femmeritum, przepytano specjalistów ds. kadr w prawie 150 firmach. Blisko dwie trzecie (64 proc.) przedsiębiorstw nawet nie rozważa utworzenia przedszkola. Pracodawcy najczęściej tłumaczą się zbyt dużymi kosztami organizacji takiej placówki (53,4 proc.), skomplikowanymi procedurami i brakiem doświadczenia (45,9 proc.) oraz brakiem zainteresowania (33,1 proc.).



Chlubne wyjątki

Czasami jednak udaje się przekonać zarząd firmy. W Radzyniu Podlaskim taka placówka działa już drugi rok. Powstała z inicjatywy pracowników spółdzielni mleczarskiej Spomlek. Kilkaset metrów od zakładu znajduje się blok mieszkalny należący do firmy. Na parterze było wolne ponad 70-metrowe mieszkanie. Kilkadziesiąt tysięcy kosztowało dostosowanie jego standardu do wymagań punktu przedszkolnego. Wyremontowano łazienkę, w której zainstalowano dziecięce umywalki i sedesy. Dobudowano dodatkowe wyjście ewakuacyjne. W pokojach powstały dwa oddziały – na 10 maluchów każdy.
W ubiegłym roku kierująca punktem Luiza Kaczorowska dowiedziała się, że można uzyskać dofinansowanie z UE. Napisała projekt, który w konkursie – tym samym, dzięki któremu powstało przedszkole w Dębicy – zajął drugie miejsce. W czasie ubiegłorocznych wakacji znów trzeba było zrobić remont, bo dofinansowanie było przeznaczone dla przedszkola, a nie punktu przedszkolnego. Przebudowano wnętrze tak, by znajdowała się w nim jedna duża sala. Obok bloku urządzono plac zabaw. Pół miliona złotych z EFS pozwoliło na zakup bezpiecznych zabawek do ogródka i dodatkowych pomocy dydaktycznych dla placówki. Tak jak w Dębicy, i tu przez najbliższe dwa lata rodzice nie będą płacić za pobyt dziecka w przedszkolu. – To dla nich bardzo ważne. W publicznym przedszkolu musieliby zapłacić ok. 300 zł za dziecko – mówi Kaczorowska.
Niektóre firmy, przede wszystkim duże korporacje, decydują się na prowadzenie placówki nawet bez dofinansowania, zlecają to firmom zewnętrznym lub dopłacają do pobytu dziecka pracownika w przedszkolu.
Prekursorami były tu Nivea, która prowadzi przedszkole w Poznaniu, IBM czy ITI. – Pomysł pojawił się niedługo po rozpoczęciu działalności TVN, ale wtedy załoga była tak młoda, że mało kto miał rodzinę i dzieci. Kiedy się nieco zestarzeliśmy i pojawiło się potomstwo, wróciliśmy do tematu – mówi rzecznik firmy Karol Smoląg. W 2007 r. ITI podpisało umowę z firmą zewnętrzną, która prowadzi przedszkole dla dzieci pracowników.
Wkrótce zainteresowanie placówką stało się tak duże, że powstała kolejka chętnych. Trzeba było podpisać umowę z kolejnym przedszkolem. Dziś w obu znajduje się ok. 120 dzieci. Rodzice płacą połowę z wynoszącego 1200 zł czesnego. Resztę dopłaca firma. – Korzyści jest dużo. Przede wszystkim zadowoleni, spokojni rodzice, którzy mają wpływ na działanie przedszkola. Placówki pracują w godzinach dopasowanych do wszystkich grup zawodowych w naszych firmach. W razie potrzeby mają także dyżury weekendowe – mówi Smoląg.
Pewnie jeszcze dużo czasu upłynie, nim coraz popularniejsza na Zachodzie filozofia równowagi między życiem prywatnym i zawodowym zagości na dobre w polskich firmach. Na szczęście coraz więcej pracodawców rozumie, że zadowolony pracownik daje z siebie więcej i mniej chętnie zmienia pracę – a przyzakładowe przedszkole jest dla niego dodatkową motywacją, by związać się firmą.