Na północną część Lwowa spadły w sobotę rakiety; z centrum Lwowa widać gęste kłęby dymu, unoszące się nad miastem. Władze miejskie potwierdziły na razie, że doszło do trzech silnych eksplozji.
Szef obwodu lwowskiego Maksym Kozycki potwierdził, że doszło do trzech silnych eksplozji. "Doszło do trzech silnych eksplozji koło Lwowa ze strony Krzywczyc (dzielnica Lwowa - PAP). Słychać alarm przeciwlotniczy. Prośba o zachowanie spokoju i pozostanie w schronach. Nie informować o miejscu trafienia i nie robić zdjęć! " - napisał Kozycki na Facebooku:
Mer Lwowa Andrij Sadowy zaapelował, by nie rozpowszechniać fotografii i nagrań i by pozostać w schronach.
Według niepotwierdzonych informacji zbombardowany został skład paliwowy i jednostka wojskowa, znajdujące się w okolicach ulicy Łyczakowskiej.
O godz. 16.12 lokalnego czasu we Lwowie ogłoszono alarm bombowy. Mieszkańcy ukryli się w schronach. Dziennikarze PAP, przebywający w centrum prasowym, także musieli zejść do podziemi.
Po chwili nad północną częścią miasta można było zobaczyć gęsty dym, a w powietrzu wyczuwalny był charakterystyczny zapach spalenizny. W centrum Lwowa nie słychać było eksplozji.
W mediach społecznościowych pojawiły się doniesienia o kłębach czarnego dymu. Również Reuters, powołując się na świadków zdarzenia, poinformował o unoszącym się nad północno-wschodnią częścią miasta dymie.
Poszkodowanych zostało 5 osób
Szef obwodu lwowskiego Maksym Kozycki potwierdził, że doszło do dwóch ataków rakietowych w granicach miasta i według wstępnych ustaleń poszkodowanych zostało pięć osób. Ostrzegł, że nadal istnieje zagrożenie podobnego ataku.
"W granicach Lwowa doszło do dwóch uderzeń rakietowych. Informacja o trafieniu w budynek mieszkalny bądź inne obiekty infrastruktury nie potwierdziła się. Według wstępnych danych poszkodowanych zostało pięć osób" - napisał Kozycki na swoim kanale na komunikatorze Telegram.