Rozmowa z osobą wspierającą Donalda Tuska potrafi być trudna. Obrońcy demokracji najchętniej dopuszczają do głosu samych siebie, a w responsie oczekują gorliwości w potakiwaniu.

Kiedy usłyszą coś jakby ślad odchylenia prawicowo-symetrystycznego („Wie osoba, jednak zdarza się Tuskowi coś palnąć, jak o tych bolszewikach...”), stają się czujni i to czujni moralnie. Nie mogą przepuścić takiej okazji! W politycznym realu mało mogą PiS zaszkodzić, to chociaż werbalnie zduszą podłość zauważoną u swego rozmówcy – i jeszcze sami zatańczą w szatach Katona. Hajda!

Skądinąd odnotujmy, że rozmowa z normalnym pisowcem jest, oczywiście, możliwa, tyle że nie bardzo. Prezes Prawa i Sprawiedliwości skutecznie uwikłał swoich ludzi w działania dwuznaczne moralnie, a nieraz wręcz humorystyczne (Krystyna Pawłowicz i prokurator Piotrowicz w Trybunale Konstytucyjnym! Od czasu mianowania konia jako senatora w starożytnym Rzymie długo czekaliśmy na podobny gest). Jeśli opowiedzieliby się po stronie wartości i zachowań powszechnie uznawanych za oczywiste, to sami na siebie ukręcą bicz. Stabilność prawa? Dialog? Współpraca? Uczciwość w referowaniu stanowiska przeciwników? Ponadpartyjny charakter państwa? Awans kompetentnych, a nie swoich? Szacunek dla prawdy, tej wygodnej i tej niewygodnej? Niechby któryś z grających w drużynie Dobra Zmiana I Do Przodu przytaknął w którymkolwiek z tych punktów, to już sam prosiłby się o przypomnienie tego czy innego faulu, po którym, jak powiedzieliby starożytni mędrcy, „pozamiatane jest”.

Cóż, formacja, która milczy, kiedy jej media tak perfidnie motały w sprawie samobójstwa syna posłanki KO albo opluwały szefa opozycji, jednocześnie całując nogi władzy, jest naprawdę skompromitowana. A przecież jest w niej wielu ludzi przyzwoitych, w rodzaju tych, którym można dziecko zostawić do popilnowania albo pożyczyć 200 zł, bo oddadzą w terminie – i dziecko, i dwie stówy. Można dogadać się na zebraniu rodziców przedszkolaków (à propos, „Noc w przedszkolu”, mam nadzieję, obejrzana?). Można zrobić zrzutkę dla Ukrainy. W ogóle wiele rzeczy można, chyba że... Chyba że w ramach zadzierzgniętej preprzyjaźni rzuci się żartobliwe trzy grosze o inflacji, najnowszym stand-upie prezesa, elektrowni w Ostrołęce czy po prostu o globalnym ociepleniu. I w bombkę strzelił. Bo, oczywiście, można by się wspólnie pośmiać z tego i owego, wspólnie pomstować na to i owo, ale zło zaczyna się od jednego wspólnie prześmianego zdziczenia.

Najpierw śmichy chichy, a na końcu wbity w róg pisman, któremu każą przepraszać za wszystko, a zwłaszcza za to, że żyje, łachudra, Trump z Koziej D...y, a skoro już o tym mowa, przydupas Łukaszenki. Pisowiec, w każdym razie ten normalny, nie chce stać w tym rogu i słaniać się pod gradem strzał jak św. Longinus Podbipięta. Ucieka albo sam szyje z łuku, chociaż wie, że sporo w zarzutach racji, że przydałoby się czasem potrząsnąć prezesem i jego chrumkającym dworem.

Z tego niepogadania „prawicy” z „demokratami” korzystają dwie największe partie w Polsce. Każda z nich dostaje dotacje Skarbu Państwa na to, by było, jak jest. Narodowe perpetuum mobile. ©Ⓟ