Koalicja pod wodzą Arabii Saudyjskiej, która przeprowadza naloty w Jemenie, jest odpowiedzialna za śmierć ok. 60 proc. spośród 3 799 cywilów, którzy zginęli tam od marca ub.r. - podało w czwartek Biuro Wysokiego Komisarza NZ do spraw Praw Człowieka (UNHCHR).

Koalicja dopuściła się również innych naruszeń, które mogą godzić w prawo międzynarodowe - poinformowało UNHCHR w raporcie.

Szyiccy rebelianci Huti i zjednoczone siły lojalne wobec byłego prezydenta Jemenu Alego Abd Allaha Salaha, które sprawują kontrolę nad stołeczną Saną, przeprowadziły ataki rakietowe i moździerzowe na obszary mieszkalne, a także stosowały miny - informuje oenzetowska agencja. I dodaje, że rebelianci oblegają miasto Taizz na południowym zachodzie i kontrolują port Al-Hudajda w zachodnim Jemenie, nad Morzem Czerwonym.

Wysoki komisarz NZ do spraw praw człowieka Zeid Ra'ad Al Hussein wezwał do wszczęcia międzynarodowego śledztwa w sprawie wszystkich poważnych naruszeń, wskazując, że krajowa komisja w Jemenie skupiła się głównie na naruszeniach ze strony ruchu Huti i nie ścigała żadnych sprawców.

Chociaż koalicja podzieliła się ustaleniami własnych wewnętrznych śledztw, potrzebna jest "większa transparentność" - apelował na konferencji prasowej w Genewie szef sekcji ds. Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej w UNHCHR Mohammad Ali Alnsour. "Uważamy, że powinno się wziąć na siebie pewien rodzaj odpowiedzialności, by naruszenia takie się nie powtórzyły" - dodał.

"Wszystkie strony (konfliktu) są odpowiedzialne (za naruszenia). Dochodziło do ataków na obiekty cywilne...takie jak targowiska, ceremonie ślubne, szpitale, miejsca, które są naprawdę chronione międzynarodowym prawem humanitarnym i mają specjalny rodzaj ochrony prawnej" - podkreślił Alnsour.

ONZ nie chce jednak oskarżać żadnej ze stron o zbrodnie wojenne, tłumacząc, że zdecyduje o tym krajowy bądź międzynarodowy sąd - zwraca uwagę agencja Reutera. "Prowadzimy dochodzenie, monitorujemy naruszenia, lecz nie możemy decydować, czy jest to zbrodnia wojenna czy nie" - zaznaczył szef sekcji ds. Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej w UNHCHR. "Mówimy więc, że podczas przeprowadzania operacji wojskowych obowiązują określone zasady, które powinny być przestrzegane w celu zminimalizowania ofiar wśród cywilów" - dodał.

W czwartek rano sekretarz stanu USA John Kerry rozmawiał z saudyjskim księciem Mohammedem bin Salmanem na temat znalezienia rozwiązania w celu zakończenia konfliktu w Jemenie i wznowienia rozmów pokojowych między walczącymi stronami.

UNHCHR ostrzega w raporcie, że przedłużanie się konfliktu "zdecydowanie zwiększyło katastrofalne ryzyko systemowego upadku Jemenu".

Jemen pogrążony jest w chaosie od 2011 roku, kiedy to społeczna rewolta położyła kres wieloletnim dyktatorskim rządom prezydenta Salaha, który został zmuszony do przekazania władzy dotychczasowemu wiceprezydentowi Abd ar-Rab Mansurowi Al-Hadiemu. Po oddaniu steru rządów Salah sprzymierzył się z rebeliantami Huti, wspierając ich walkę z legalnymi władzami Jemenu.

Tylko południowa część kraju wraz z Adenem podlega rządowi uznawanemu przez wspólnotę międzynarodową i popieranemu przez Arabię Saudyjską. Jego władza jest jednak w znacznej mierze iluzoryczna, co wykorzystują aktywne na południu i częściowo na wschodzie kraju Państwo Islamskie oraz Al-Kaida.

Sunnicka koalicja arabska zwalcza od marca 2015 roku wspieranych przez szyicki Iran rebeliantów Huti. Saudyjczycy chcą, by władzę w kraju całkowicie przejął prezydent Hadi.

Arabię Saudyjską wspierają Stany Zjednoczone, zapewniając zwłaszcza pomoc logistyczną i wyposażenie wojskowe. Jednak amerykańska dyplomacja wielokrotnie wyrażała zaniepokojenie dużą liczbą cywilnych ofiar nalotów prowadzonych przez koalicję.

Władze w Rijadzie były wielokrotnie krytykowane przez organizacje praw człowieka za to, że w atakach powietrznych w Jemenie ginie wielu cywilów.

Pod koniec lipca w Kuwejcie rozpoczęły się rozmowy pokojowe mające doprowadzić do zakończenia konfliktu w Jemenie. Negocjacje odbywały się pod auspicjami ONZ. Uczestniczyły w nich obie strony sporu, zawieszono je jednak po kilku dniach.

W walkach między siłami lojalnymi wobec Hadiego, wspieranymi przez koalicję pod dowództwem Rijadu, a Huti sprzymierzonymi z Salahem zginęło ponad 6,5 tys. ludzi; 2,8 mln zostało zmuszonych do opuszczenia domów. (PAP)

cyk/ mc/