Ostatnio głośno jest o dopingu sportowców z Rosji. To prawda, że odnosili sukcesy, ale przecież nie zajmowali wszystkich miejsc na podium. W jaki sposób tylu zawodników z innych państw było w stanie z nimi wygrać? Z Johnem Gleavesemrozmawia Bartłomiej Niedziński.
Ostatnio głośno jest o dopingu sportowców z Rosji. To prawda, że odnosili sukcesy, ale przecież nie zajmowali wszystkich miejsc na podium. W jaki sposób tylu zawodników z innych państw było w stanie z nimi wygrać? Z Johnem Gleavesemrozmawia Bartłomiej Niedziński.
/>
Byłbym bardzo ostrożny z takim twierdzeniem, ponieważ trzeba sprecyzować najpierw, co nim jest, a co nie. Mówiąc doping, mamy dziś na myśli używanie zabronionych substancji poprawiających wydajność, co jest łamaniem zasad, ale sportowcy używali takich substancji, jeszcze zanim zostały one zakazane. W czasach, gdy rodził się sport we współczesnym kształcie, czyli w okresie od lat 90. XIX w. do lat 20. XX w., w profesjonalnych wyścigach kolarskich czy profesjonalnych walkach bokserskich, ale też na igrzyskach olimpijskich, używano substancji poprawiających wydajność, czyli środków dopingujących, ale nikt się tym nie przejmował. Nie było to zakazane, zatem trudno mówić o łamaniu zasady fair play. W profesjonalnym kolarstwie używanie tego typu substancji nie było zakazane aż do końcówki lat 60. XX w. Więc nie tyle doping jest tak stary jak sport, ile używanie substancji poprawiających wyniki.
Nie jestem ekspertem od historii starożytnej, ale to, że substancje poprawiające wydajność podawano koniom lub że używali ich uczestnicy antycznych igrzysk, jest raczej niesprawdzoną opowieścią. Nie mamy żadnych dowodów na to, że tak było. Oczywiście można znaleźć naukowców, którzy twierdzą, że starożytni stosowali środki dopingujące, ale ja bym nie powiedział tego tak jednoznacznie. Natomiast w początkach nowożytnego sportu, czyli w XIX w. i pierwszych dekadach XX w., faktycznie ludzie podawali koniom różne substancje, by poprawić ich wyniki. Robili to ci, którzy obstawiali wyniki w zakładach bukmacherskich. W tym kontekście po raz pierwszy pojawia się termin „doping”. Ci ludzie dawali zwierzętom dawki substancji („dope”), żeby wygrywać w zakładach.
To prawda, tu już istnieją wiarygodne relacje na temat używania substancji poprawiających wyniki, pochodzące m.in. od samych uczestników pierwszych maratonów czy wyścigów kolarskich, takich jak odbywający się w USA wyścig sześciodniowy. Mamy konkretne dowody, wiemy, że używano wówczas do tego kokainy, opium czy alkoholu.
W tamtych czasach postrzegano uprawianie sportu jako czynność niezdrową. Gdy ludzie brali udział w tym sześciodniowym wyścigu kolarskim czy biegli maraton, uważano, że to jest ekstremalnie ryzykowne, wręcz niebezpieczne dla życia. Było to badaniem granic ludzkich możliwości – trochę jak później z wysyłaniem człowieka na Księżyc, gdy nikt nie wiedział, co się stanie. Legenda na temat maratonu mówi, że pierwszy maratończyk zaraz po przybiegnięciu do Aten zmarł. Dwa tysiące lat później, gdy ludzie na nowo wymyślili maraton, wiedzieli, że ten, kto po raz ostatni przebiegł ten dystans, tego nie przeżył. Sport był zatem odkrywaniem ludzkich możliwości. W tym kontekście branie różnych substancji było postrzegane jako antidotum na zmęczenie, sposób na znoszenie trudnych wyzwań. Zdawano sobie sprawę z zagrożeń dla zdrowia, z potencjalnego ryzyka, ale mieściło się to w ramach ogólnego przeświadczenia, że sport jako całość jest niebezpieczną sprawą.
Skądże. Nieetyczne było to tylko w wyścigach konnych, bo w ten sposób oszukiwano ludzi, którzy za pieniądze obstawiali wyniki gonitw. Ponieważ w przypadku dyscyplin uprawianych przez ludzi takich obiekcji etycznych nie było, znacznie więcej czasu minęło, nim doping został zakazany.
Tak, jest wiele dowodów, że w kolarstwie i biegach długodystansowych – bo w sprincie problem był mniejszy – środki poprawiające wydajność były obecne niemal od początku.
Na igrzyskach olimpijskich pierwsze zakazy stosowania dopingu miały miejsce wcześniej, ale śmierć Jensena w 1960 r. faktycznie była wydarzeniem, które skłoniło Międzynarodowy Komitet Olimpijski do działania. Nie można jednak powiedzieć, by MKOl zadziałał szybko, bo testy antydopingowe wprowadzono dopiero w 1968 r., osiem lat po śmierci Jensena.
Złożyło się na to wiele przyczyn – po pierwsze nie uważano tego za duży problem, lecz raczej za jednostkowy przypadek. Nie wiedziano jeszcze, czym stanie się doping w szczytowym okresie zimnej wojny. Doszły do tego powolne procedury – ustalanie zasad, głosowanie nad nimi. MKOl nie uważał, że musi działać szybko, tylko że może to zrobić we własnym tempie.
Zdecydowanie afera zawodowej kolarskiej grupy Festina. Była bez porównania większa niż przypadek Bena Johnsona. Choć sprawa kanadyjskiego sprintera była ogromnie głośna i nie chcę w jakikolwiek sposób jej umniejszać, ale tam nadal można było mówić, że jest to jedno zgniłe jabłko, jedna osoba, która postąpiła niewłaściwie. Sprawa Festiny, którą ujawniono w 1998 r., pokazała, że jest cały zespół, który hurtowo kupował środki dopingujące. Kiedy to wyszło na jaw, okazało się, że to praktyka rozpowszechniona w całej dyscyplinie. To było wydarzenie, które doprowadziło do powstania Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) i uświadomiło publiczności skalę używania środków dopingujących. Znaczenie afery Festiny dla świadomości tego, co się dzieje w zawodowym sporcie, jest trudne do przecenienia.
Nadal są to profesjonalne kolarstwo i biegi długodystansowe. Wraz z pojawieniem się w sporcie sterydów anabolicznych doszły do tego dyscypliny siłowe jak podnoszenie ciężarów, lecz także bejsbol czy futbol amerykański. Nie mamy na to tylu dowodów, ale problem dopingu istnieje w dyscyplinach, w których kluczowa jest szybka odbudowa organizmu. Takimi dyscyplinami są np. piłka nożna, gdzie sezon trwa długo i jest wiele kontuzji, czy tenis – wiele osób podejrzewa, że doping jest w nich obecny. W odbudowie organizmu pomagają hormon wzrostu czy sterydy anaboliczne.
Zapewne po części wynika i z jednego, i z drugiego. Być może faktycznie nie ma tam tak wielu sportowców używających zakazanych substancji dopingowych, ale jednocześnie brak skandali nie jest dowodem na nieistnienie problemu. Wystarczy sobie przypomnieć, jak niewielu sportowców z NRD zostało przyłapanych na dopingu w latach 70., choć wiemy teraz, że był on tam stosowany systematycznie i na masową skalę. Podobnie było z Lance’em Armstrongiem, który nie został złapany na używaniu niedozwolonych substancji. Jeśli mamy wyciągać jakieś lekcje z historii, to na pewno takie, że brak dowodów nie świadczy o tym, że problem nie istnieje, a to, że sportowcy przechodzą testy dopingowe, nie znaczy, że jakaś dyscyplina jest czysta. Już nieraz się przekonaliśmy, że nie wiemy, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami.
Byłbym ostrożny wobec takich teorii. Oczywiście w piłce nożnej czy koszykówce technika lub umiejętność współpracy odgrywają znacznie większą rolę niż w innych, ale wytrzymałość też ma znaczenie. Przecież drużyna jako całość zyskuje na tym, że jeden z członków będzie szybszy, bardziej wytrzymały. W ciągu 90 minut meczu piłkarskiego zawodnicy przebiegają ok. 10 km, a jeśli dochodzi dogrywka – nawet 15 km. Który sportowiec nie miałby korzyści z większej ilości czerwonych krwinek, które dostarczają tlen i pomagają oddychać, biec szybciej i dalej, odczuwać mniejsze zmęczenie, szczególnie gdy pod koniec meczu próbuje strzelić gola? Biorąc pod uwagę, że z jednej strony jest gimnastyka artystyczna – dyscyplina indywidualna – gdzie najważniejsze są elastyczność i zdolność do poruszania się z gracją i zgodnie z rytmem, więc środki dopingujące są mniej użyteczne, a z drugiej strony futbol amerykański, w którym powszechnie stosowane są sterydy anaboliczne, twierdzenie o tym, że sporty zespołowe są czystsze, nie jest uzasadnione.
Według moich kolegów z Niemiec była to amfetamina bądź inne stymulanty. Ale nie była ona na liście zakazanych substancji przez FIFA, bo po prostu takiej listy jeszcze nie było. Mówienie, że tamten finał nie był czysty, jest zatem trochę problematyczne, bo nie doszło do złamania reguł.
Szachy podlegają działalności Światowej Agencji Antydopingowej, zatem przypuszczam, że istnieje tam kwestia używania kokainy czy substancji wzmacniających koncentrację podczas wielogodzinnych sesji, ale żadnego głośnego przypadku wykrycia dopingu w szachach nie znam.
W sytuacji, gdy doping był nadzorowany przez państwo, a w proceder były włączone wszystkie szczeble – działacze, laboratoria, trenerzy, a nawet służby specjalne – przyłapanie na dopingu jest prawie niemożliwe. NRD znajdowała się za żelazną kurtyną i była krajem dość zamkniętym dla ludzi z zewnątrz. Wschodnioniemieccy naukowcy przeprowadzali testy antydopingowe własnych sportowców i jeśli uważali, że ci mogliby zostać przyłapani, nie pozwalali im na startowanie w zawodach poza krajem. Oficjalnie mówiono, że dany sportowiec jest kontuzjowany, ma np. naderwany mięsień albo że jest chory. Poza tym sterydy anaboliczne można przestać brać na dwa tygodnie przed zawodami i przejść test antydopingowy, ale zachować wszystkie osiągnięte w ten sposób korzyści, jak większa masa mięśniowa. Podobnie było zresztą w Związku Sowieckim. Gdy ktoś całościowo nadzoruje sportowców biorących środki dopingowe i pilnuje, by nie zostali złapani, wykrycie tego jest bardzo trudne.
Na początku były to głównie kokaina i opium, a później pojawiały się kolejne: w latach 50. XX w. popularna stała się amfetamina, w latach 70. pojawiły się sterydy anaboliczne, w latach 90. w dyscyplinach wytrzymałościowych – erytropoetyna (EPO). Dziś to zależy od dyscypliny i potrzeb, ale nadal najpowszechniej stosowaną substancją są sterydy anaboliczne. Choć często spotykany jest także doping fizjologiczny w postaci transfuzji krwi.
Spójrzmy na to w następujący sposób. Biorąc pod uwagę to, co ostatnio wyszło na jaw na temat Rosji (jej lekkoatleci zostali tymczasowo wykluczeni ze wszystkich zawodów po ujawnieniu informacji, że w tuszowanie dopingu był zaangażowany aparat państwowy – aut.) i co na ten temat mówi Światowa Agencja Antydopingowa, ten proceder jest tam dość rozpowszechniony. Pomyślmy teraz o występach rosyjskich sportowców – odnosili sukcesy, ale przecież nie zdominowali zawodów, nie zajmowali wszystkich miejsc na podium. W jaki sposób tylu sportowców z tylu innych krajów było w stanie pokonać Rosjan, którzy dzięki wsparciu państwowych laboratoriów mieli dostęp do wszystkich możliwych substancji? Nieuchronnie pojawia się pytanie, w jaki sposób inni mogli dotrzymywać im kroku, co prowadzi do podejrzenia, że użycie środków dopingujących jest znacznie bardziej rozpowszechnione, niż wynika to z liczby przyłapanych.
Tak i nie. Z jednej strony pojawiają się nowe substancje, ale zarazem próbki przechowywane są przez 10 lat. To znaczy, że sportowcy biorący doping mogą być na tym przyłapani nie tylko teraz, ale także w przyszłości, zatem ryzyko jest całkiem duże. Tak się stało z amerykańską biegaczką na 100 m i 200 m Marion Jones. Nie było testów na te sterydy anaboliczne, które brała, później je wynaleziono i ponownie przebadano jej próbki. To samo było z EPO. Możliwe jest zatem, że używanie jakiejś substancji teraz ujdzie na sucho, ale za 10 lat próbka zostanie ponownie zbadana. To niesie za sobą spore ryzyko.
Sądzę, że coraz większa jest świadomość zagrożeń związanych z dopingiem, a w konsekwencji coraz mniejsza akceptacja dla niego. Zdecydowana większość sportowców chce czystego sportu i równych szans.
Nie mam szklanej kuli, więc nie mogę przewidzieć przyszłości. Ale jeśli się cofniemy do 1996 r., to już wtedy zaczęto mówić, że lada chwila zacznie się doping genetyczny. Ten temat powraca co jakiś czas, ciągle pojawiają się opinie, że doping genetyczny już nadchodzi, ale cały czas nadal jest przyszłością. Obawy związane z dopingiem genetycznym są podnoszone od dłuższego czasu, naukowcy nie przybliżyli się do tego, co nie przeszkadza ludziom rozmawiać o tym i zastanawiać się, kiedy to się stanie.
Najważniejszym argumentem w tej dyskusji jest to, że sport powinien być tak zdrowy i tak bezpieczny, jak to tylko możliwe. Ryzyko związane z przyjmowaniem środków dopingujących jest wystarczającym argumentem przeciw takiemu rozwiązaniu. Jeśli byłbym narciarzem zjazdowym czy Adamem Małyszem i byłaby kwestia, czy zjechać bądź skakać w kasku, czy bez, wybrałbym tę bezpieczniejszą opcję. Skoro chcemy, by sport był jak najbezpieczniejszy, i wprowadzamy nakaz używania kasków, to z tego samego powodu zakaz stosowania środków dopingujących powinien obowiązywać.
Obawy związane z dopingiem genetycznym są podnoszone od dłuższego czasu, naukowcy nie przybliżyli się do tego, co nie przeszkadza ludziom rozmawiać o tym i zastanawiać się, kiedy to się stanie
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama