Gigantyczny sterowiec zwiadowczy zerwał się z lin cumujących niedaleko Waszyngtonu. Po przeleceniu 260 kilometrów, monitorowany przez myśliwce F-16, wylądował w wiejskich rejonach Pensylwanii.

Mierzący 70 metrów biały sterowiec należał do Dowództwa Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej i Kosmicznej NORAD. Stacjonował niedaleko Baltimore pod Waszyngtonem, skąd monitorował przestrzeń powietrzną w promieniu 500 kilometrów wokół stolicy USA. Był jednym z dwóch balonów, które wznosiły się na uwięzi na wysokość do 3 kilometrów.

Kiedy sterowiec zerwał się z uwięzi, wzniósł się na wysokość prawie 5 kilometrów. Następnie leciał na północny-zachód eskortowany przez myśliwce F-16. Amerykańskie służby lotnicze ostrzegały samoloty pasażerskie przed niebezpieczeństwem i wzywały pilotów by zeszli z trasy balonu. Pentagon nie zdecydował się na jego zestrzeleni tłumacząc, że nie ma takiej potrzeby. Z czasem sterowiec tracił hel, którym był wypełniony, i obniżał wysokość. W końcu wylądował na drzewach niedaleko miasteczka Moreland.

Nikomu nic się nie stało. Ponieważ jednak balon ciągnął za sobą ponad dwukilometrową linę doszło do uszkodzenia linii energetycznej i w miejscowości Bloomsburg 20 tysięcy domów straciło prąd. W tej chwili policja i wojsko zabezpieczają teren, na który spadł sterowiec.