Złożył wyjaśnienia i częściowo przyznał się do winy. Przed warszawskim sądem ruszył proces celebryty Dariusza K.

Prokuratura zarzuca mu, że w ubiegłym roku, świadomie łamiąc przepisy ruchu drogowego, pod wpływem kokainy potrącił ze skutkiem śmiertelnym kobietę przechodzącą prawidłowo przez pasy.
On sam przyznaje się tylko do potrącenia. Utrzymuje, że w dniu, gdy doszło do wypadku, nie zażywał narkotyków. Jak twierdzi, zażył je dzień wcześniej podczas bankietu, by rozładować stres. W dniu, gdy doszło do wypadku, brał tylko leki na depresję i to po nich gorzej się poczuł.
Dariusz K. o samym wypadku mówił niewiele. Twierdził, że jechał powoli. Pamięta tylko, że ktoś jadący za nim sugerował mu klaksonem i światłami, że ma przyspieszyć. "A dalej moja pamięć się urywa" - wyjaśniał Dariusz K.
"Popełniłem straszliwy błąd. Ta tragedia, ta śmierć wstrząsnęła moim życiem. Mam świadomość, że jestem wyłącznie odpowiedzialny za to, co się stało, ale proszę mi wierzyć, że państwa tragedia [tu zwrócił się do rodziny ofiary] jest również moim największym dramatem. Chciałbym błagać o przyjęcie moich najgłębszych przeprosin za to, co się stało. Proszę sąd o danie mi szansy, żebym swoim zachowaniem mógł naprawić ten błąd " - zakończył Dariusz K.
Dziś przesłuchano pierwszych świadków. Zostało jeszcze siedmioro i biegli. Prokurator Urszula Jasik-Turowska nie wierzy jednak w wersję przedstawioną przez oskarżonego.
"Będę dowodzić, że oskarżony prowadził samochód pod wpływem kokainy" - podsumowała. Ma jednak trudnego przeciwnika, ponieważ Dariusza K. broni mecenas Tadeusz Wolfowicz, jeden z najlepszych specjalistów od spraw wypadków drogowych. Dariuszowi K. grozi do 12 lat więzienia. Na rozprawę został doprowadzony z aresztu.