Takie sprawy powinna badać prokuratura. W ten sposób wicepremier Janusz Piechociński komentuje doniesienia tygodnika "Wprost", według których obecny marszałek Sejmu pobrał dziesiątki tysięcy złotych zwrotu kosztów za używanie prywatnego auta do celów służbowych.

Lider Ludowców zaznacza, że nie tylko dziennikarze, ale i konkurencja polityczna powinna innym politykom patrzeć na ręce. Zaznaczył, że być może nie należy od razu wyciągać daleko idących wniosków. Dodał, że w takich sytuacjach najlepszym mechanizmem jest kierowanie spraw do prokuratury.

Według doniesień "Wprost", obecny marszałek Sejmu pobrał dziesiątki tysięcy złotych zwrotu kosztów za używanie prywatnego auta do celów służbowych.

Sprawa dotyczy okresu od 2007 roku do września 2014 roku, gdy Radosław Sikorski pełnił funkcję szefa polskiej dyplomacji. Ta posada wiąże się z całodobową opieką Biura Ochrony Rządu i możliwością jeżdżenia rządową limuzyną. Mimo to, co najmniej od 2009 roku (od tego czasu są ujawniane oświadczenia) Radosław Sikorski wykorzystuje publiczne środki na podróże prywatnym autem.

"W 2009 roku z kasy Sejmu pobrał 1245 złotych, ale już rok później kwota urosła do ponad 21 tysięcy złotych. W 2011 roku było już 26,5 tysiąca złotych, w 2012 roku pobrał 19,1 tysięcy złotych. W ubiegłym roku wyszło skromniej, bo niecałe 10 tysięcy złotych. Łatwo wyliczyć, że w owym 2011 roku Radosław Sikorski przejechał swoim samochodem w celach służbowych 32 tysięcy kilometrów" - pisze tygodnik "Wprost".