Szeregowych działaczy brytyjskiej Partii Konserwatywnej oburzyły doniesienia o pogardliwym stosunku jaki żywi do nich współprzewodniczący partii. Po sporach o dalsze członkostwo w Unii Europejskiej jest to kolejny kryzys toczący partię i zagrażający pozycji premiera Camerona. A dziś szykuje się następny.

Już w sobotę brytyjskie media obiegła wiadomość, że ktoś z otoczenia premiera nazwał szeregowych aktywistów partii konserwatywnej "wariatami z wytrzeszczem". W niedzielę okazało się, że to współprzewodniczący Partii Konserwatywnej, Lord Feldman - dotychczas niemal zupełnie anonimowa szara eminencja. Jego słowa dotknęły szeregowych konserwatystów, którzy wytykają premierowi, że otacza się kliką osobistych przyjaciół - milionerów, absolwentów Oxfordu i słynnej szkoły prywatnej w Eton.

Andrew Feldman to kolega premiera ze studiów i z kortów tenisowych. Liczni torysi utyskują, że ci ludzie nie mają pojęcia o prawdziwych bolączkach Brytyjczyków i forsują swoje poglądy bez oglądania się na własną partię.

Szeregi konserwatystów stopniały z miliona członków w czasach Margaret Thatcher do 150 tysięcy dzisiaj. I topnieją nadal - na znak protestu przeciwko polityce europejskiej, przeciwko cięciom w budżecie, w armii, w policji, a ostatnio również przeciwko planom legalizacji małżeństw homoseksualnych. Dziś zaczyna się właśnie dwudniowa debata w Izbie Gmin nad tym pomysłem premiera Camerona i jego otoczenia, o którym szeregowi torysi i wielu posłów nie chce słyszeć.