"Nie marzą mi się masowe demonstracje, marzy mi się nowa ustawa o referendach krajowych, ale jest tak, że obywatel, kiedy jest lekceważony, wychodzi na ulicę" - przekonywał na antenie RMF FM Paweł Kukiz.

"To ma służyć temu, by moje dzieci nie wyjechały z Polski" - powiedział na antenie RMF FM Paweł Kukiz, tłumacząc działania Platformy Oburzonych. "Przede wszystkim z tego względu, że nie chcą żyć w domu wariatów - jak to określiła moja najstarsza córka. I ta moja przypowiastka o filmie czy o kreskówce, którą zacytowałem w Gdańsku, to nie jest mój pomysł, tylko cytowałem słowa najstarszej córki" - wytłumaczył potem.

Zapytany przez prowadzącego Kontrwywiad o demonstracje, Kukiz odparł: "Ależ skąd, nie marzą mi się żadne masowe demonstracje, marzy mi się taka zmiana ustawy o referendum ogólnokrajowym, która spowoduje, że takie manifestacje nie będą potrzebne, ponieważ będzie dochodziło do kompromisu, do zgody, która będzie tożsama z wolą narodu" - po czym dodał: "Manifestacje są właśnie wynikiem tego, że obywatel jest lekceważony. Wtedy obywatel wychodzi na ulicę. Obywatel, kiedy ma coś do powiedzenia i władza liczy się z jego zdaniem, nie ma potrzeby, by wychodzić na ulicę. Chodzi właśnie o to".

Kukiz odniósł się także do rosyjskiego śledztwa w sprawie katastrofy w Smoleńsku. "Stara rzymska zasada mówi: nikt nie może być sędzią we własnej sprawie - powoduje, że istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że nigdy się nie dowiemy, jak to wszystko wyglądało i co się zdarzyło. Nie wiem, czy to był zamach, czy to nie był zamach. Co do jednego nie mam wątpliwości: że katastrofa świadczy o strasznym stanie bezpieczeństwa państwa" - stwierdził.