Film "Smoleńsk" powstanie po to, żeby wydać wyrok, żeby oskarżyć. Jestem przekonany, że ton tego filmu będzie indoktrynujący - powiedział reżyser Krzysztof Krauze w TOK FM.

"Smoleńsk" powstanie po to, żeby wydać wyrok, żeby oskarżyć. Jak znam Antoniego (reżyserem Smoleńska ma być Antoni Krauze - red.) i jego temperament, to nie będzie przebierał w słowach" - przyznał Krzysztof Krauze, komentując zamieszanie wokół mającego wkrótce powstać filmu o katastrofie smoleńskiej, w którym ma paść teza o rzekomym zamachu.

I dodał: "Jestem przekonany, że ton tego filmu będzie indoktrynujący. (...) Obawiam się, że w takich emocjach "Smoleńsk" niczego nie rozjaśni, tylko zaciemni; że to kolejny etap sakralizacji Smoleńska".

Z kolei żona i współpracowniczka Krzysztofa Krauze, Joanna Kos-Krauze, powiedziała w TOK FM: "Z przerażeniem śledzę to, że teraz aktorzy publikują sprostowania, że nie będą w tym filmie grali, że któryś jest oburzony, że ktoś w ogóle pomyślał, że mógłby zagrać w "Smoleńsku". Najlepsze, co mogłoby się zdarzyć, to przestać się tym zajmować, bo może ten film w ogóle nie powstanie".

Reżyserka zaznaczyła, że aby zrobić dobry film polityczny "potrzebny jest pewien dystans". "My go nie mamy, ani do samych siebie, ani do historii. Mamy upiory z przeszłości, które trzeba egzorcyzmować" - podsumowała Joanna Kos-Krauze.