W zabawach z prostytutkami w hotelu w Kolumbii oprócz agentów służby ochrony rządu USA (Secret Service) uczestniczyli także amerykańscy wojskowi - wynika ze śledztwa w sprawie skandalu. Kongres bada, czy nie narażono na szwank bezpieczeństwa USA.

Agenci przebywali w Carategenie przygotowując w zeszłym tygodniu wizytę prezydenta Baracka Obamy, który przybył na szczyt obu Ameryk w czasie weekendu.

Zapytany o udział wojskowych przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów generał Martin E. Dempsey przyznał, że Pentagon jest "zakłopotany" tą sprawą.

Dyrektor Secret Service Mark Sullivan złożył wyjaśnienia na temat skandalu w półgodzinnym briefingu dla republikańskiej senator Susan Collins z Komisji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Senator zażądała zbadania, czy prostytutki wynajęte przez agentów mogły zostać wykorzystane przez obce wywiady. Dopytywała się, czy mogły np. podłożyć urządzenia podsłuchowe w pokojach delegacji USA na szczycie w Cartagenie, uszkodzić broń agentów, albo w jakikolwiek inny sposób zagrozić bezpieczeństwu Amerykanów.

Pytała również, czy w przeszłości zdarzały się podobne incydenty z agentami Secret Service.

W poniedziałek służba ochrony prezydenta cofnęła licencje wszystkim 11 agentom przyłapanym na kontaktach z prostytutkami. Mogą one zostać przywrócone po wyjaśnieniu sprawy.

W odróżnieniu od USA, w Kolumbii prostytucja jest legalna.