Dyrektor Secret Service, służby ochrony rządu USA, przeprosił w Kongresie za zachowanie swych podwładnych, którzy w kwietniu, przed wizytą prezydenta Baracka Obamy w Cartagenie w Kolumbii zabawiali się tam z prostytutkami.

Skandal wywołany przez agentów Secret Service był w środę tematem przesłuchania przed senacką Komisją Bezpieczeństwa Kraju i Spraw Rządowych. Jako główny świadek wystąpił szef agencji Mark Sullivan.

"Przepraszam za zachowanie tych pracowników i zamieszanie przez nich spowodowane. Mężczyźni i kobiety zatrudnieni w Secret Service są zdecydowani nadal działać zgodnie ze standardami, jakich oczekują od nich prezydent, Kongres i naród amerykański" - oświadczył Sullivan.

Podkreślił on, że wybryki agentów w Cartagenie odległe są od wysokich norm etycznych Secret Service.

Komisja Senatu bada sprawę od kilku tygodni.

Według senatorów kontakty agentów z prostytutkami i nadużywanie przez nich alkoholu w Kolumbii mogło stanowić zagrożenie dla tajemnic państwowych USA.

Tymczasem czterej agenci Secret Service zwolnieni z pracy za zabawianie się w Cartagenie postanowili walczyć o przywrócenie im posad - podał w środę "Washington Post". Twierdzą oni, że stali się kozłami ofiarnymi, a podobne zachowania bywały tolerowane.

Członkowie komisji przytoczyli dowody, które zdają się to potwierdzać. Przewodniczący komisji, senator Joe Lieberman powiedział, że przegląd dokumentów Secret Service z ostatnich 5 lat wykazał, iż na pracowników agencji złożono 64 skarg dotyczących wykroczeń na tle seksualnym.

"Trudno mi uwierzyć, że jednej nocy w Cartagenie 12 agentów Secret Service nagle i spontanicznie zrobiło coś, czego oni ani inni agenci nigdy nie robili przedtem" - powiedział senator.