Od dwóch lat prokuratura wojskowa i cywilna badają okoliczności katastrofy smoleńskiej oraz przygotowywanie wizyt prezydenta i premiera w Katyniu w 2010 r. Dotychczas w związku z tragedią zarzuty usłyszały trzy osoby.

We wtorek miną dwa lata od katastrofy samolotu Tu-154M, którym na uroczystości w Lesie Katyńskim leciał prezydent Lech Kaczyński wraz z małżonką oraz m.in. przedstawiciele najwyższych władz państwowych i dowódcy wojska. W katastrofie zginęło 96 osób - wszyscy znajdujący się na pokładzie samolotu. Prokuratorskie śledztwo w sprawie zostało wszczęte przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie już w dniu tragedii 10 kwietnia 2010 r.

Jako pierwsi zarzuty w sprawie po 16 miesiącach prowadzenia postępowania usłyszało dwóch oficerów. W 2010 r. zajmowali oni dowódcze stanowiska w 36. specpułku, do którego należał tupolew wykonujący lot z 10 kwietnia. Oficerowie usłyszeli zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych. Podejrzani nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Za zarzucany czyn grozi im do trzech lat więzienia. Prokuratura nie ujawniła danych oficerów. W styczniu 36. specjalny pułk lotnictwa transportowego został rozformowany.

Wiosną ubiegłego roku ze śledztwa prowadzonego przez wojskowa prokuraturę wyłączono wątki dotyczące organizacji lotów do Smoleńska - premiera z 7 kwietnia i prezydenta z 10 kwietnia - w zakresie odpowiedzialności instytucji cywilnych. Sprawę przekazano do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, która obecnie prowadzi dwa śledztwa. W pierwszym badane jest ewentualne niedopełnienie obowiązków lub przekroczenia uprawnień przez urzędników i funkcjonariuszy publicznych kancelarii prezydenta, premiera, MSZ, MON, polskiej ambasady w Moskwie. W drugim wątek dotyczący niedopełnienia obowiązków przez BOR.

W tym drugim śledztwie w lutym zarzuty niedopełnienia obowiązków oraz poświadczenia nieprawdy w dokumencie przedstawiono byłemu wiceszefowi BOR gen. Pawłowi Bielawnemu. Prokuratura ujawniła, że treść zarzutu m.in. współgra z podanymi do publicznej wiadomości wnioskami z opinii biegłych. Biegli wskazali, że uchybienia w działaniach podejmowanych przez BOR podczas lotów premiera i prezydenta do Smoleńska "miały znaczący wpływ na obniżenie bezpieczeństwa ochranianych osób". Prokuratura ujawniła 20 "najistotniejszych uchybień", które zdaniem biegłych wpłynęły na obniżenie poziomu bezpieczeństwa. Bielawny nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.

Wcześniej - w grudniu zeszłego roku - wojskowa prokuratura uzyskała jeden z kluczowych dowodów w sprawie - opinię dotyczącą nagrania z kokpitu Tu-154M. W styczniu prokuratorzy przedstawili stenogramy z tego nagrania i główne wnioski. Z ekspertyzy biegłych wynikało, iż brak jest jednoznacznych ustaleń w sprawie obecności osób postronnych w kokpicie samolotu. Biegli uznali jednocześnie, że kokpit prawdopodobnie nie był hermetyczny, a drzwi do niego otwarte.

Prokuratura informowała wtedy ponadto, że nie dysponuje opinią jednoznacznie wskazującą na to, że dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik był w kokpicie Tu-154M oraz nigdy nie twierdziła, iż głos generała zidentyfikowano w kokpicie. Ustalenia dotyczące obecności gen. Błasika w kokpicie zawierał opierający się na wcześniejszych odczytach dokonanych przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne KGP raport badającej przyczyny katastrofy komisji J. Millera; o obecności w kokpicie polskiego Dowódcy Sił Powietrznych mówił też raport MAK.

W ostatnich miesiącach prokuratura przeprowadziła także trzy ekshumacje ofiar katastrofy. W ubiegłym roku biegli badali szczątki Zbigniewa Wassermanna, zaś w drugiej połowie marca specjaliści medycyny sądowej dokonali badań ciał Przemysława Gosiewskiego i Janusza Kurtyki. Powodem wszystkich ekshumacji - jak informowała prokuratura - były wątpliwości i rozbieżności między dokumentacją sądowo-medyczną otrzymaną z Rosji a innymi dowodami, np. zeznaniami świadków. Prokuratura podkreślała jednocześnie, że nie ma wątpliwości dotyczących tożsamości ciał ofiar katastrofy.

Jedna z ujawnionych w grudniu konkluzji ekspertyzy dokonanej po ekshumacji szczątków Z. Wassermanna, wskazywała, że w rosyjskiej opinii z sekcji zwłok były błędy. Błędy te nie podają jednak w wątpliwość głównych wniosków rosyjskiej opinii - ocenili wtedy polscy biegli. Prokuratura czeka na opinie biegłych sporządzone po ekshumacjach ciał Gosiewskiego i Kurtyki.

Niewykluczone jest natomiast, że w drugim kwartale dojdzie do spotkania polskich i rosyjskich prokuratorów prowadzących odrębne postępowania ws. katastrofy. Do spotkania miało dojść pierwotnie w lutym, jednak rosyjska prokuratura zapowiedziała przekazanie stronie polskiej kolejnej partii materiałów - we wtorek poinformowano o wysłaniu sześciu tomów akt do Polski. Dopiero po przetłumaczeniu i przeanalizowaniu tych dokumentów, zapadnie decyzja o ewentualnej potrzebie zorganizowania roboczego spotkania prokuratorów obu krajów.

W dyspozycji Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej pozostaje cały czas wrak Tu-154M. Wciąż nie wiadomo, kiedy miałoby dojść do jego przekazania Polsce. Komitet Śledczy FR podkreśla niezmiennie, że wrak maszyny jest dowodem również w jego śledztwie i powinien pozostać na terytorium Rosji do końca postępowania. Temat wraku chce poruszyć podczas planowanego na maj spotkania z rosyjskim ministrem sprawiedliwości polski szef tego resortu Jarosław Gowin.

Od końca marca zeszłego roku w odrębnym postępowaniu prowadzonym przez prokuraturę wojskową badana jest sprawa lądowania na lotnisku w Smoleńsku polskiego samolotu Jak-40 z kilkunastoma pasażerami - m.in. dziennikarzami - na pokładzie, którzy mieli obsługiwać uroczystości w Katyniu. Jak-40 wylądował kilkadziesiąt minut przed katastrofą polskiego Tu-154M. W chwili jego lądowania warunki na lotnisku były już bardzo trudne. W sprawie tej prokuratorzy czekają na opinie zlecone u biegłych.

Z kolei w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie nadal są w toku śledztwa w sprawie kradzieży kart kredytowych i ograbienia zwłok Andrzeja Przewoźnika oraz w sprawie sposobu postępowania z wrakiem, w tym okoliczności jego fragmentacji przez rosyjskie służby. Oba te postępowania są na razie zawieszone.

Latem ubiegłego roku prace zakończyła - badająca przyczyny katastrofy - komisja kierowana przez ówczesnego szefa MSWiA Jerzego Millera. W marcu Najwyższa Izba Kontroli przedstawiła natomiast swój raport o bezpieczeństwie lotów najważniejszych osób w państwie w latach 2005-2010. Według NIK Tu-154 nie miał prawa lecieć do Smoleńska w kwietniu 2010 r. Zdaniem Izby loty VIP-ów w latach 2005-10 organizowano bez gwarancji bezpieczeństwa, istniało nawet ryzyko zagrożenia życia i zdrowia osób korzystających z lotnictwa transportowego Sił Zbrojnych.