Dr inż. Grzegorz Szuladziński, ekspert parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej uważa, że duża liczba fragmentów samolotu i ich rozmieszczenie na znacznej przestrzeni wskazują, że nie mechaniczne uderzenie, a wybuch był przyczyną katastrofy TU-154 M pod Smoleńskiem.

Podczas środowego posiedzenia zespołu, którym kieruje Antoni Macierewicz (PiS), Szuladziński, który w Australii prowadzi firmę zajmującą się m.in. badaniami nad wytrzymałością materiałów oraz procesami ich rozpadu i odkształceń, przedstawił główne założenia swojego raportu. Raport za 2 tygodnie ma być upubliczniony i przekazany prokuraturze.

Szuladziński w trakcie połączenia za pomocą telemostu przedstawił zdjęcia, które - jak zauważył - przedstawiają dużą liczbę szczątków rozrzuconych na dużej powierzchni.

"Obraz dewastacji jest dużo gruntowniejszy niż mogło spowodować awaryjne lądowanie"

Podkreślił, że część kadłuba samolotu jest wywinięta na zewnątrz, jego przednia część leży "na brzuchu", zaś tylna - "na plecach". "Obraz dewastacji jest dużo gruntowniejszy niż mogło spowodować awaryjne lądowanie zarówno w zakresie przestrzeni jak i natury uszkodzeń. Są dziesiątki części dużych i setki małych. Mechaniczne uderzenie nie uzasadnia takiego rozczłonkowania konstrukcji" - przekonywał.

Nastąpił wybuch. Jakie mamy ku temu dane? Po pierwsze fragmenty samolotu zostały rozrzucone na dużej przestrzeni. Po drugie duża ilość odłamków, następnie rozszczepienie kadłuba wzdłuż, jego rozdarcie i wywinięcie

Szuladziński mówił, że wybuch mógł mieć jedynie miejsce w powietrzu. Świadczy o tym, jego zdaniem, to, że część kadłuba była odwrócona, brak wyraźnego odcisku, albo krateru w ziemi.

W przedstawionych posłom wnioskach Szuladziński napisał: "Najwyraźniejszą przyczyną katastrofy były wybuchy tuż przed lądowaniem. Jeden z nich miał miejsce na lewym skrzydle, około połowy długości, powodując wielkie lokalne zniszczenie, w efekcie rozdzielając skrzydło na dwie części(...)Drugi wybuch wewnątrz kadłuba spowodował gruntowne zniszczenie i rozczłonkowanie tegoż. Samo lądowanie (czy upadek) w terenie zadrzewionym, wszystko jedno pod jakim kątem i jak nieudane, nie mogło w żadnym stopniu spowodować takiego rozczłonkowania konstrukcji, które zostało udokumentowane".

Przyczyny katastrofy zdaniem komisji Millera

W raporcie komisji badającej katastrofę smoleńską, którą kierował ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller, jako przyczyny katastrofy wskazano zejście poniżej minimalnej wysokości przy nadmiernej prędkości opadania i pogodzie uniemożliwiającej widok pasa oraz spóźnione odejście na drugi krąg. Według raportu, nie stwierdzono związku między stanem technicznym samolotu a wypadkiem; śladów detonacji materiałów wybuchowych lub paliwa ani też pożaru w trakcie lotu.

Polska prokuratura wojskowa w kwietniu 2011 r. wykluczyła, by 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku doszło do zamachu. Pod koniec marca prokurator generalny Andrzej Seremet powtórzył, że prokuratura nadal prowadzi postępowanie w sprawie, przyczyna katastrofy nie została ustalona, a prokuratura stwierdziła, że nie znaleziono żadnych dowodów, by przyczyną katastrofy był zamach.

Sporna kwestia sekcji zwłok

W środę zespół parlamentarny przyjął także stanowisko, w którym wzywa premiera Donalda Tuska do ujawnienia stenogramów z posiedzeń Rady Ministrów, w trakcie których była mowa o planowanych sekcjach zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej.

Posłowie zaapelowali do premiera o odwołanie ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza oraz poprosili prokuraturę o wszczęcie postępowania "wyjaśniającego bezprawne działania Rady Ministrów i ministra zdrowia".

Zespół domaga się wyjaśnienia w jakich okoliczności doszło do niedopuszczenia amerykańskiego patologa Michaela Badena do sekcji zwłok Przemysława Gosiewskiego. Zespół powołuje się na wypowiedzi ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, który pytany o odmowne rozpatrzenie wniosku o udział w sekcji Badena powiedział w TVN24: "To była suwerenna decyzja ministra Arłukowicza. Zresztą, uzasadniona przez niego na posiedzeniu rządu".

Arłukowicz, wyjaśniając w radiowej Trójce sprawę, poinformował, że 15 marca zadzwonił do niego Antoni Macierewicz prosząc o zgodę, by sekcja zwłok mogła zostać przeprowadzona w Akademii Medycznej we Wrocławiu.

"Oczywiście powiedziałem, że takich spraw nie można załatwić przez telefon. Tego samego dnia z pismem zwróciła się pani Gosiewska z prośbą - tutaj cytuję dokładnie - na użycie tej sali w Akademii Medycznej we Wrocławiu do przeprowadzenia sekcji zwłok. Ja odpowiedziałem zgodnie z prawdą i prawem, że minister zdrowia nie ma kompetencji, aby wnikać w to w jaki sposób udostępnia swoje sale Akademia Medyczna. Tylko tyle w tej sprawie wymienialiśmy korespondencji" - powiedział minister zdrowia.