Politolog, specjalista od marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego, dr Wojciech Jabłoński o debacie telewizyjnej ministra finansów prof. Jacka Rostowskiego z prof. Leszkiem Balcerowiczem:

"Do studia telewizyjnego włożono ludzi, którzy nie powinni się wypowiadać w telewizji dłużej niż kilka minut, czyli ekonomistów operujących językiem i pojęciami zupełnie nieznanymi większości widzów. Byliśmy świadkami podwójnego, specjalistycznego wykładu prowadzonego przez dwóch wybitnych profesorów. Niezupełnie o to w debatach telewizyjnych chodzi. Mają być emocje, mają być krótkie hasła, musi być krótko. Tego show nie było.

Jedyne co dało się wyłuskać, pomijając skomplikowaną terminologię i sztywne zachowanie obu rozmówców, to słowa zamykające Leszka Balcerowicza. Gdyby zostały wypowiedziane na początku sprawiłyby duże wrażenie, bo w prostych żołnierskich słowach Balcerowicz powiedział, o co tak naprawdę chodzi i odwołał się do emocji. Wskazał, że chodzi o zaufanie do polityków i przyszłość naszych portfeli. Ponadto Balcerowicz użył gadżetu, czyli przekazał rozmówcy teczkę ze swoimi uwagami.

Druga sprawa to zdolność Balcerowicza do opierania się tzw. słownemu głaskaniu przez Rostowskiego, który zwracał się do niego per +Leszku+. Ten chłód Balcerowicza pokazywał, że to on w tej debacie, nawet bez wgłębiania się w terminologię ekonomiczną, wypadał bardziej wiarygodnie (...), był bardzo opanowany. Niejeden z rasowych polityków nie wytrzymałby, a Balcerowicz był dzielny do końca.

To była jednak antydebata, jeśli chodzi o debaty typowo polityczne, bo złamano główne zasady. Nie było właściwie słowa wstępnego, używany język nie trafiał do widzów".