Prokuratura Generalna Białorusi sprawdzi przed skierowaniem do sądu sprawy karnej dotyczącej masowych zamieszek po wyborach prezydenckich z 19 grudnia, czy na etapie śledztwa przestrzegano prawa - powiedział w poniedziałek prokurator generalny Ryhor Wasilewicz.

Jak podała internetowa gazeta "Biełorusskije Nowosti", Wasilewicz nie odpowiedział na pytanie dziennikarzy, czy prokuratura jest gotowa zaprosić ekspertów z zagranicy, by mogli przekonać się o obiektywności śledztwa.

Prokurator przypomniał, że kierowany przez niego urząd stwierdził pod koniec grudnia, iż osoby, którym w sprawie karnej postawiono zarzuty, nie mają pretensji co do dostępności pomocy prawnej.

Z kolei adwokaci trzech przebywających w areszcie byłych kandydatów opozycji w wyborach prezydenckich: Uładzimira Niaklajeua, Andreja Sannikaua i Mikoły Statkiewicza wskazywali, że nie widzieli swych klientów od 29 grudnia. Adwokatka Niaklajeua Tamara Sidarenka do końca grudnia złożyła trzy skargi do Prokuratury Generalnej.

Alaksandr Łukaszenka mówił niedawno, że los zatrzymanych "jest w ich rękach"

Prokurator Wasilewicz zapytany w poniedziałek przez dziennikarzy, jakie zeznania aresztowanych pomogłyby im w wyjściu na wolność, oznajmił, że przysługuje im prawo, by nie świadczyć przeciwko sobie.

Alaksandr Łukaszenka, który według oficjalnych wyników zdobył w wyborach prawie 80 proc. głosów, mówił niedawno, że los zatrzymanych "jest w ich rękach".

Według białoruskich obrońców praw człowieka 33 osobom, w tym pięciu byłym kandydatom opozycji w wyborach prezydenckich, postawiono zarzuty w sprawie o masowe zamieszki w Mińsku w wieczór wyborczy. Większość z nich, w tym czterech byłych kandydatów, wciąż przebywa w areszcie śledczym KGB w Mińsku.

Wasilewicz przypomniał w poniedziałek, że śledztwo w sprawie o masowe zamieszki prowadzi milicja z Mińska, a nadzoruje je stołeczna prokuratura. W skład grupy śledczej wchodzą przedstawiciele MSW i KGB.