Chorągwie rycerskie, pieszo i konno, ściągnęły krótko po 17.00 na pole bitwy dopracować ostatnie szczegóły, by każdy wiedział, co robić w sobotnie popołudnie. Jedynym ustępstwem na rzecz 34-stopniowego upału była rycerska bielizna zamiast pełnych zbroi.
Prowadzący sprawdzał obecność każdego dowódcy, sprzęt nagłaśniający, ustawiał oddziały. Ok. 17.30 na próbę oddano cztery strzały z dział, by sprawdzić, jak się zachowają konie i rycerze podczas sobotniej salwy. Przed odpaleniem ładunków publiczność nie chciała się usunąć na przewidzianą odległość, więc półżartem prowadzący apelował o podesłanie karetek na wszelki wypadek.
Olbrzymie miasteczko handlowe było pełne zgłodniałych i spragnionych turystów, już w piątek czekali w długich kolejkach, szczególnie do stoisk z lodami, napojami chłodzącymi i sorbetami
W obozie rycerskim kilku rycerzy z chorągwi Wielkiego Mistrza naprawiało w piątek wieczorem sprzączki. "Trwają przygotowania, czyszczenie zbroi, trening kondycyjny, sprawdzenie, czy zbroja dobrze leży, czy wszystko pracuje" - tłumaczył rycerz Piotr z Nowego Sącza.
Rycerze z utęsknieniem czekają na wieczór, gdy upał mniejszy i mniej turystów
"Upał jest straszny. W tamtej epoce wymogiem było okrywanie całego ciała. Staramy się zachować historyczność, ale w tych warunkach trochę się rozbieramy. Staramy się przygotowywać potrawy z epoki, choć czasem kupujemy gotowe dania" - przyznał rycerz Piotr, siedzący w białej rycerskiej bieliźnie.
Rycerze z utęsknieniem czekają na wieczór, gdy upał mniejszy i mniej turystów. "Są wspólne śpiewy, wspólna biesiada, także jakiś koncert muzyki dawnej jest bardzo pożądany" - opowiadał rycerz.
Nie boi się urazów na bitwie. "Na meczach piłki nożnej zdarzają się poważniejsze. Poza tym jeśli ktoś dozna urazu, to jego wina, bo źle się dozbroił. Zbroja powinna chronić całe ciało" - przekonywał.
Uwagę turystów zwracał w przyobozowej alejce silny oddział rycerzy z wielkim transparentem "Oddajcie nasze zboże", skandujący groźne hasła. Okazało się, że to wyruszająca w pole polska chorągiew gończa.
Wszędzie w obozie rycerskim widać napisy: "Turystom wstęp wzbroniony"
"Chodzi tu o zajęcie przez zakon krzyżacki polskich statków ze zbożem. Pretekstem było to, że rzekomo w zbożu ukryta była broń dla zbuntowanej Żmudzi. Żądamy zwrotu tych statków, w przeciwnym razie ruszymy całą potęgą na zakon, a nasz król Władysław Jagiełło jest wspaniałym wodzem. Wielki mistrz powinien się dobrze zastanowić, jeszcze ma czas oddać" - wyjaśnił dowódca chorągwi Stanisław Kula.
Wszędzie w obozie rycerskim widać napisy: "Turystom wstęp wzbroniony". W chorągwi księcia mazowieckiego zbudowano nawet prawdziwą wartownię z dwoma strażnikami i opuszczonym szlabanem. "Turyści wszędzie chcą wejść, nawet do prywatnych namiotów, próbują robić zdjęcia, nawet gdy ktoś odpoczywa, przy codziennych czynnościach" - wyjaśnił jeden z wartowników, Władek Jankowski z bractwa rycerskiego z Mińska Mazowieckiego.
Równie wiele, co rycerzy, w obozie jest niewiast. "Przeważnie szyjemy, haftujemy, gotujemy. Możemy pokazać całoroczny dorobek w rekonstruowaniu życia średniowiecznego. Wyszukujemy przepisy, które staramy się przełożyć na te warunki, choć produkty typu jajka czy mięso nie wytrzymują upału" - opowiadała Roma Lubińska-Mycech z Chorągwi Świętej Siekierki.
Przyznała, że "w 100 procentach status kobiety średniowiecznej nie jest jednak egzekwowany. "Nasi panowie, mając w sobie pierwiastek 21 wieku, bardzo dużo nam pomagają. Jednak przygotowanie uczty w zasadzie należy do kobiet" - tłumaczyła.
Wielki namiot na obrzeżach obozowiska rycerskiego, w zacienionym nieco miejscu, mieści boksy dla rycerskich koni
Ona również przyznaje, że turyści starający się wejść prawie wszędzie bywają uciążliwi. "W końcu nie jesteśmy wynajętymi aktorami. Przyjeżdżamy tu za własne pieniądze, dostajemy tylko wodę, miejsce na obozowisko, materiał na ogrodzenie. Wszystko ponad to musimy załatwić i przywieźć sami. Dobrze, że w tym roku organizator dodał drugie zaplecze sanitarne, jest więcej toalet. To bardzo cenne" - mówiła.
W czasie sobotniej bitwy najważniejszą rolą kobiet będzie dostarczenie wody, zajmą się tym "pojki". Będą też ocierać pot z czół rycerzy, biegać po justycję polową, po pomoc medyczną. "Ja akurat jestem fotografem grunwaldzkim, każdy będzie mógł zobaczyć się na moich zdjęciach z bitwy" - mówiła Roma Lubińska-Mycech.
Wielki namiot na obrzeżach obozowiska rycerskiego, w zacienionym nieco miejscu, mieści boksy dla rycerskich koni. "Myślę, że mamy tu koło setki koni, prywatne, z klubów jeździeckich i z bractw rycerskich. Konie przyjechały nawet z Francji. W tym upale czują się tak samo jak my, trzeba im jakoś ulżyć. Piją 3-4 razy więcej niż zwykle, nawet 50-60 litrów wody na dzień" - opowiadał zajmujący się końmi Wojciech Małkowski.
Podobnie jak rycerzom, podczas bitwy zdarzają im się urazy. Już dziś zderzyły dwa konie podczas szarży. Jeden ma problem z barkiem. Jak to na wojnie, leżały skotłowane, a ludzie pod nimi. Choć konie wyszły na zderzeniu chyba gorzej" - ocenił Małkowski.