Po zdobyciu przez niego dwóch srebrnych medali olimpijskich w Whistler wszyscy zaczęli namawiać go, by przetrwał kolejne cztery lata i powalczył także w Soczi.

"Przypomnieć wam, co mówiliście cztery lata temu, po tym jak w Turynie zająłem siódme i czternaste miejsce?" - spytał Małysz dziennikarzy. - "Tam było wręcz odwrotnie. Każdy czekał na to, że powiem, iż kończę karierę. Teraz każdy chce, bym skakał dalej. Myślę, że tym razem nie sprawię niespodzianki.

"Często słyszę, że w kolekcji brakuje mi olimpijskiego złota. Może i tak jest, ale ja naprawdę dużo już w tym sporcie osiągnąłem. Dostałem też podbudowującego smsa, w którym zapewniano mnie, że wprawdzie nie wywalczyłem złota, ale należy mi się platynowy - za zasługi" - dodał Małysz.

Prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner idzie jeszcze dalej z nadziejami. Jego marzeniem jest bowiem, by "Orzeł z Wisły" wystąpił także w 2015 roku w mistrzostwach świata w Zakopanem - o ile FIS przyzna Polakom organizację. Decyzja należy jednak do Małysza.

"Ja siebie też tam widzę, ale raczej w roli osoby, która pomaga. Chciałbym, byśmy je w końcu dostali i FIS się w naszą stronę ukłoniła" - oznajmił.

Adam Małysz w sobotę sięgnął po swój czwarty olimpijski medal w karierze. Po brązie i srebrze osiem lat temu w Salt Lake City, zdobył w Whistler dwa srebra. Za każdym razem triumfował Szwajcar Simon Ammann.