"Marek Falenta został prawomocnie skazany przez niezawisły sąd, który uznał, że sposób w jaki działał, pobudki jakie nim kierowały, zasługują na karę pozbawienia wolności i tę karę odbywa i tego już nic nie zmieni" - powiedział Dera w poniedziałek w TVP 1.
Minister dodał, że prezydent nie ułaskawi Falenty. "Prezydent Andrzej Duda go nie ułaskawił i go nie ułaskawi, sprawa tu jest zamknięta" - zaznaczył.
W ubiegły poniedziałek "Rzeczpospolita" poinformowała, że Falenta - biznesmen skazany w aferze podsłuchowej - napisał w kwietniu do prezydenta Dudy, że jeśli nie zostanie ułaskawiony, to ujawni, kto za nim stał. "Falenta przedstawia się w nim jako osoba lojalna wobec PiS i CBA, której obiecano bezkarność za odsunięcie PO od władzy" - pisała "Rz". Falenta miał napisać, że choć "zrobił, co do niego należało, wywiązał się ze wszystkich złożonych obietnic", a został "okrutnie oszukany" przez ludzi wywodzących się z formacji politycznej prezydenta.
"Jeżeli on teraz straszył, jeżeli część odbierała to jako szantaż, to proszę bardzo niech pan Falenta odpali to co ma do odpalenia i wszyscy wtedy zobaczymy, czy mówi prawdę czy nie. Sześć miesięcy temu w jego wywiadzie udzielonym w jakieś gazecie powiedział, że mocodawcą był człowiek od Tuska (Donalda Tuska - PAP). Teraz mówi, że mocodawcą są ludzie Kaczyńskiego (Jarosława Kaczyńskiego - PAP). Widać, że ten człowiek jest totalnie niewiarygodny" - powiedział Dera.
Minister pytany, czy sprawa Marka Falenty, tzw. afery taśmowej, to materiał na powstanie komisji śledczej - Dera odpowiedział - "być może tak". Zwrócił jednak uwagę, że ze względu na zbliżający się koniec kadencji Sejmu, nie ma możliwości, by w niższej izbie parlamentu taka komisja mogła teraz powstać.
"Jeżeli jest tak jak wielu ekspertów mówi, że za tym wszystkim stoją służby, to moim zdaniem komisja mogłaby powstać, ale w tym momencie utajniona, bo o służbach nie powinno się mówić publicznie tylko skrycie (...) Nie wykluczam takiej możliwości, że taka specjalna komisja, czy komisja śledcza powinna powstać i wyjaśnić jak mogło dojść do tego, że polskie służby dopuściły do takich działań jak nagrywanie, później granie taśmami. Tymi taśmami się ewidentnie gra. Te taśmy nie pojawiają się ani przypadkowo jeżeli chodzi o czas, ani jakościowo - kogo to dotyczy. W odpowiednim momencie, odpowiednie taśmy są odpalane" - podsumował Dera.
Marek Falenta, biznesmen skazany w aferze podsłuchowej, został zatrzymany w Hiszpanii piątego kwietnia br. Wcześniej Sąd Okręgowy w Warszawie na wniosek policji wydał za nim Europejski Nakaz Aresztowania, po tym gdy nie stawił się 1 lutego w zakładzie karnym, by odbyć karę więzienia. Falenta został wydany Polsce przez hiszpańskie władze w piątek i tego samego dnia został przetransportowany do Warszawy.
Falenta został skazany w 2016 r. przez Sąd Okręgowy w Warszawie na 2,5 roku więzienia w związku z tzw. aferą podsłuchową. Wyrok uprawomocnił się w grudniu 2017 r. Sprawa dotyczyła nagrywania od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. na zlecenie Falenty w warszawskich restauracjach osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych. Nagrano m.in. ówczesnych szefów: MSW - Bartłomieja Sienkiewicza, MSZ - Radosława Sikorskiego, resortu infrastruktury i rozwoju - Elżbietę Bieńkowską, prezesa NBP Marka Belkę i szefa CBA Pawła Wojtunika. Ujawnione w tygodniku "Wprost" nagrania wywołały w 2014 r. kryzys w rządzie Donalda Tuska.
W ubiegłym tygodniu "Gazeta Wyborcza" opublikowała list, który Falenta w lutym skierował do prezesa PiS. "Liczyłem, że wielka sprawa, do jakiej się przyczyniłem, zostanie mi zapamiętana i po wygranych wyborach załatwiona niejako z urzędu. Zresztą taka była obietnica panów z CBA" - takie m.in. zdanie znalazło się w korespondencji.
Według "GW" list, który Falenta zaczyna się od słów: "Panie Prezesie, od kilku lat ludzie z Pana politycznego obozu mamią mnie obietnicami pomocy, ułaskawienia i amnestii. Tłumaczą, że jest ciężko, bo jest wiele frakcji i wszyscy się kłócą". Dzień po wysłaniu list miał dotrzeć do siedziby partii, co - jak pisze "GW" - zostało potwierdzone odpowiednią adnotacją i partyjną pieczątką. Jak zaznacza gazeta, w czasie, gdy Falenta pisał list, walczył on o to, by nie trafić do więzienia.
Falenta - według publikacji "GW" - pisał "jak bardzo zasłużył się dla wyborczego zwycięstwa PiS w 2015 r.". "Razem z polskimi służbami od kilkunastu lat tępiłem liczne przykłady rozkradania majątku państwowego. Mogą to potwierdzić liczni funkcjonariusze polskich służb, m.in. Panowie Jarosław Wojtycki, szef warszawskiej delegatury CBA, i pełnomocnik szefa CBA Artur Chudziński. O mojej patriotycznej postawie funkcjonariusze służby zeznawali jako świadkowie w sądzie, który mnie skazał" - cytuje dziennik.
W liście tym biznesmen miał też tłumaczyć, że ludzie służb lojalni wobec PiS odegrali ważną rolę w rozegraniu afery podsłuchowej za rządów PO-PSL. "Gdy odkryłem proceder nagrywania przez kelnerów (kelnerzy zeznali, że to Falenta namówił ich na rejestrowanie rozmów - "GW"), od początku przyszedłem z tymi informacjami, jeszcze przed aferą, do Pana byłego skarbnika Stanisława Kostrzewskiego, któremu jako pierwszemu pokazałem pozyskane nagrania u mnie w biurze. Zatrudniłem wtedy jego siostrzenicę" - przywołuje "GW".
"Potem spotkaliśmy się u Pana w siedzibie przy ul. Nowogrodzkiej. To on (Kostrzewski - PAP) skontaktował mnie z agentami służb CBA z Wrocławia i ABW z Katowic, którym otwarcie pokazałem, jaki materiał pozyskałem. Poprosili o kontynuację tej operacji, co też wykonałem. Wszystko jest dokładnie opisane w tajnych raportach CBA. W tajnej bazie operacyjnej CBA w okolicach Płocka uzgodniłem, że przekażę cały pozyskany materiał. Przekazanie nastąpiło poprzez wprowadzenie informacji z nagrań do systemu operacyjnego CBA przez agentów CBA z wykorzystaniem jako źródła Pana (tu pada pseudonim operacyjny - "GW")" - czytamy. Falenta miał stwierdzić także, że - jak pisze "GW" - "miał świadomość, że przekazany materiał będzie ujawniony i wykorzystany" do wygrania wyborów przez PiS oraz prezydenta.
Według "GW" Falenta na końcu listu załączył kopie tajnych meldunków CBA na dowód, że znalazły się w nich przekazywane przez niego informacje z podsłuchów.
W ubiegłym tygodniu zastępca rzecznika PiS Radosław Fogiel zapewniał, że nie było żadnych spotkań Kaczyńskiego z Falentą.