Eric Drouet, jeden z liderów ruchu "żółtych kamizelek" we Francji, w czwartek po południu został zwolniony z aresztu, gdzie trafił nocą w związku z podejrzeniem zorganizowania niesankcjonowanego protestu w Paryżu. Było to już drugie zatrzymanie Droueta.

W środę wieczorem Drouet apelował w internecie o przyjście na Pola Elizejskie i złożenie tam kwiatów oraz zapalenie świec dla uczczenia pamięci osób, które zginęły w czasie trwających od listopada protestów "żółtych kamizelek".

"Wszystko, co się tu dzieje, to polityka" - powiedział dziennikarzom po wyjściu z aresztu w czwartek. "Przesłuchiwano nas co najmniej cztery albo pięć razy w sprawie tych samych kwestii" - dodał.

W obronie mężczyzny stanął m.in. przeciwnik polityczny prezydenta Francji Emmanuela Macrona, szef skrajnie lewicowej Francji Nieujarzmionej Jean-Luc Melenchon pisząc na Twitterze: "Znowu Eric Drouet został aresztowany, dlaczego? Nadużycie władzy. Upolitycznione siły policyjne obierają sobie za cel i prześladują liderów ruchu +żółtych kamizelek+".

33-letni Drouet to kierowca ciężarówki z paryskich przedmieść. Mężczyzna jest przedstawiany w mediach jako jeden z liderów w znacznej mierze zdecentralizowanego ruchu "żółtych kamizelek". W czasie protestów był cytowany m.in. w charakterze rzecznika ruchu.

Drouet po raz pierwszy został zatrzymany 22 grudnia, podczas szóstej fali protestów. Postawiono mu zarzut posiadania broni i uczestnictwo w grupie mającej zamiar dopuścić się przemocy. Jego prawnik powiedział, że broń określona przez śledczych jako "pałka" to kawałek drewna, który Drouet miał w torbie. Adwokat ocenił, że areszt był umotywowany politycznie i miał na celu zdyskredytowanie mężczyzny. W tej sprawie Drouet ma stanąć przed sądem w czerwcu.

"Żółte kamizelki" to demonstrujący od połowy listopada ruch osób sprzeciwiających się rosnącym kosztom utrzymania. Oprócz rezygnacji z planowanej na 1 stycznia 2019 roku podwyżki podatków od paliwa, z której rząd już się wycofał, protestujący domagają się podniesienia płac, emerytur czy zasiłków dla bezrobotnych, zgłaszają też żądania polityczne, w tym dymisji prezydenta. Od początku demonstracji w wyniku wypadków w pobliżu organizowanych przez "żółte kamizelki" blokad dróg zginęło 10 osób, a około 1500 odniosło rany, w tym 50 poważne.