Odzyskamy Ukrainę z powrotem, czyli w granicach sprzed agresji Rosji. Nie oddamy naszej ziemi - zapewnili m.in. PAP ukraińscy żołnierze, którzy stacjonują w Awdijiwce pod Donieckiem - na froncie walk z separatystami prorosyjskimi. Będziemy tu do końca - dodają.

"Będziemy tu tak długo jak trzeba. Walczymy po to, żeby odzyskać nasze granice i odbudować nasz kraj. Tylko wtedy walka będzie zakończona, jeżeli to się uda" - powiedział Oleg (prosił o zachowanie anonimowości) - dowódca jednego z oddziałów ukraińskich sił zbrojnych, który stacjonuje zaledwie kilkaset metrów od miejsca, gdzie przebywają separatyści.

W Donbasie wciąż trwa wojna. Wiadomości z Awdijiwki, miasteczka oddalonego od Doniecka o ok. 15-20 km, obiegły świat szczególnie w ubiegłym roku, gdy doszło do wyjątkowej eskalacji przemocy. Ataków dokonywali prorosyjscy bojownicy z tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, którzy użyli wyrzutników, granatów i ciężkich karabinów maszynowych. Miasto dziś jest częściowo wyludnione, w wielu miejscach widać ślady wojny, m.in. zburzone budynki, opustoszałe ulice.

"Czy umowy z Mińska są dotrzymywane? Czasami są, a czasami nie. Są strzały z czołgów, z broni dużego kalibru, ostrzał i w dzień, i w nocy" - opowiadał Oleg, pytany przez polskich dziennikarzy o działania separatystów. Z powodu walk ginęli - jak mówił - nie tylko ukraińscy żołnierze, ale również ludność cywilna. "Tylko gdy OBWE jest na miejscu, to jest cisza, a kiedy odjeżdża, to zaczynają się prowokacyjne ostrzały" - podkreślił ukraiński dowódca. Wyjaśnił też, że w ostatnim czasie jest spokojnie, ale tylko za dnia, gdy jest jasno, ponieważ OBWE sprawdza u separatystów, czy i jak przebiega proces rozminowywania terenu.

"Jeżeli chciałbyś zostać na ostrzał, to musisz poczekać do wieczora i wtedy do rana będą strzelać" - dodał ukraiński żołnierz. Otwarcie ognia w kierunku strony ukraińskiej rozpoczyna się najczęściej ok. godz. 18 i 19. "To są ostrzały, które mają nas zmusić do reakcji; do tego, żebyśmy my otworzyli ogień" - wyjaśnił. Dodał też, że obecność OBWE separatyści z okupowanego Doniecka wykorzystują, by wzmacniać swoją infrastrukturę, ponieważ wtedy Ukraińcy nie mogą strzelać w ich kierunku.

Linia frontu między Awdijiwką a Donieckiem przedstawia apokaliptyczny widok. Wszędzie są zburzone budynki, a przy nich zniszczone sady; wala się gruz, a w wielu miejscach widać też ślady ognia, m.in. spalone samochody i dawne hangary, w tym jeden słynny nazywany "Niebem Awdijiwki". "Proszę spojrzeć w górę, ile dziur od odłamków, tak wygląda nasze niebo tutaj" - powiedział Andrij - jeden z żołnierzy, który oprowadzał dziennikarza PAP po okopach i - jak mówił - "katakumbach", gdzie jego oddział przebywa całą dobę. W czasie krótkiej tam obecności polskich dziennikarzy można było usłyszeć nieodległy wybuch, a także krótką serię z karabinu.

"Tylko głupiec się nie boi, każdy z nas ma rodzinę, żonę, dzieci. Wszyscy oni się o nas martwią, czujemy ich wsparcie" - mówił Andrij; dodał też, że ukraińscy żołnierze, którzy są na froncie, bardzo cenią symboliczne gesty od swojego narodu; to np. przysyłane im czekoladki czy listy lub obrazki od dzieci. Pytani o wsparcie ze strony Europy żołnierze mówili, że je czują i że jest ono dla nich bardzo ważne. "Wystarczy, aby Europa popierała nas na arenie politycznej. Poza tym prowadzona jest informatyczna wojna, w której udzielana nam pomoc jest także bardzo ważna" - dodał.

Inny ukraiński żołnierz, który przedstawił się jako Siergiej, podkreślił, że Ukraina jest dla Polaków kluczowa z powodu położenia geograficznego i zagrożenia imperialną Rosją. "Jeżeli my nie będziemy walczyć z Rosjanami, to przecież Rosjanie mogą wejść do waszego kraju jak w 1939 roku" - przekonywał.

Ołeksandr, który dowodzi jednym z odcinków ukraińskiej linii okopów, zaznaczył, że po drugiej stronie, na pozycjach separatystów, są zawodowi wojskowi. "To na pewno nie są górnicy (...). To wojskowi specjaliści, którzy rozumieją, czym jest broń i jak się z nią obchodzić. Są tam takie rodzaje broni, którą posługiwać się umieją tylko ci, którzy są po szkołach wojskowych. To na pewno nie są rolnicy" - powiedział.

"Po głosach i akcencie słychać, że są to Rosjanie z kaukaskimi korzeniami" - dodał.

Ołeksandr powiedział też, że służy w armii trzy lata, a w pobliżu Doniecka pięć miesięcy. Opowiadał też, że walka toczy się mimo zawieszenia broni; czasem z udziałem snajpera. "Jest tu też ostrzał z cichej broni, tylko słychać, jak kula przelatuje" - mówił. "W nocy walka intensyfikuje się i trwa minimum do godziny pierwszej, i tak jest codziennie" - powiedział dowódca frontowego odcinka, zaznaczając jednak, że żołnierze nie tracą ducha. "U nas też jest wesoło, dowcipkujemy" - dodał.

Żołnierze nie wiedzą też, jak długo będą służyć. "Na razie nikt nic nie wie. Nie my o tym decydujemy, tylko władza. Gdyby przestrzegano umów, to dawno by się to wszystko skończyło. Wszelkiego rodzaju kwestie byłyby rozwiązywane przez policję, a nie siły zbrojne. Ale nie wyjdziemy stąd, dopóki nie dojdziemy do granicy z Rosją. Naszej ziemi nie oddamy. Nasz cel to dojść do granicy, a później wszystko odbudować" - zaznaczył Mykoła.

"Pójdziemy do przodu, jeśli nadejdzie rozkaz" - zapewnił, dodając, że od 2014 r. ukraińscy żołnierze nabrali wprawy, którą - jak mówią - trzeba wykorzystać.

Na Ukrainie w sobotę zakończy się kilkudniowa wizyta studyjna polskich dziennikarzy, którzy na zaproszenie organizacji "Ukrainian Prism" mieli możliwość spotkania w Kijowie m.in. z przedstawicielami ukraińskiego rządu, a w pobliżu Doniecka z ukraińskimi żołnierzami.

W ubiegłym roku Awdijiwkę odwiedzili przedstawiciele polskiego MSZ, którzy zapoznawali się z realizacją projektów finansowanych ze środków rządowych programów wsparcia - Polskiej Pomocy. Dzięki temu w miasteczku wyremontowano szkołę zniszczoną w wyniku działań wojennych. Polska przekazuje pomoc rozwojową Ukrainie w różnych formach od wydarzeń na Majdanie Niepodległości w Kijowie z przełomu 2013 i 2014 roku, znanych jako rewolucja godności. Z pobytu dziennikarzy w Kramatorsku wynika, że wschód Ukrainy odbudowywany lub odnawiany jest także z pieniędzy UE; dotyczy to m.in. centrów administracyjnych, szpitali i szkół.

Konflikt na wschodzie Ukrainy trwa od 2014 roku, kiedy po ucieczce z kraju prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza i aneksji Krymu przez Rosję wspierani przez Moskwę separatyści utworzyli dwie samozwańcze tzw. republiki ludowe - doniecką i ługańską. W wyniku walk w tym regionie - jak mówili PAP żołnierze - zginęło prawie 11 tys. ludzi.