Prezydent Francji Emmanuel Macron bronił w niedzielę wieczorem w wywiadzie telewizyjnym sobotnich nalotów na Syrię, swej polityki społecznej i sposobów walki z radykalnym islamizmem. Wyraził też zaniepokojenie wzrostem "demokracji nieliberalnych" w Europie.

Szef francuskiego państwa w trwającym ponad 2,5 godziny wywiadzie wielokrotnie powtarzał, że sobotni atak połączonych sił amerykańskich, francuskich i brytyjskich "nie był wypowiedzeniem wojny" władzom syryjskim ani nie był skierowany przeciw nim i ich sojusznikom. Wyraził też przekonanie, że ta operacja, "prawomocna z punktu widzenia prawa międzynarodowego", pomoże w poszukiwaniu politycznego rozwiązania konfliktu w Syrii. Prawomocność nalotów tłumaczył Macron Konwencją o zakazie użycia broni chemicznej i decyzją "trzech stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ".

"Prezydent (w wywiadzie) był lepszy w formie niż w treści" – ocenił na swej stronie internetowej dziennik "Liberation". "Pytania były ciekawsze od odpowiedzi" – uznał przywódca skrajnie lewicowego ugrupowania Francja Nieujarzmiona Jean-Luc Melenchon.

Przewodniczący senackiej grupy prawicowego ugrupowania Republikanie (LR) Bruno Retailleau zwrócił uwagę w telewizji BFM, że Macron wyznaczył sobie rolę mediatora w konflikcie syryjskim, ale nie podał żadnych przekonujących argumentów na istnienie dowodów na użycie broni chemicznej przez władze prezydenta Syrii Baszara el-Asada, ani w sprawie międzynarodowej prawomocności ataków, ani o gotowości innych stron na uznanie roli Paryża.

Prezydent Francji był również nieprzekonujący dla przewodniczącego LR Laurenta Wauquieza. Polityk, kwestionując użyteczność bombardowań w Syrii, za zbyt słabe uznał wyjaśnienia Macrona w kwestii walki z islamizmem, która zdaniem Wauquieza "powinna być najważniejszym priorytetem prezydenta".

Deputowany LR Daniel Fasquelle zarzucił Macronowi "doszlusowanie francuskiej dyplomacji do polityki prezydenta USA Donalda Trumpa".

Florian Philippot, do niedawna nr 2 w skrajnie prawicowym Froncie Narodowym (FN), a obecnie szef niewielkiego stronnictwa Patrioci, ocenił, że w wywiadzie prezydent nie dał żadnego wytłumaczenia tej - jak to ujął - "nieodpowiedzialnej akcji, która spycha nasz kraj do roli pachołka Amerykanów".

Prezydent Francji twierdził w wywiadzie, że przekonał prezydenta USA, by nie wycofywał amerykańskich wojsk z Syrii. Francuscy obserwatorzy zwracają uwagę, że Waszyngton to zdementował, zapowiadając jak najszybsze wycofanie swych sił z tego kraju.

Ponadto Macron wysoko ocenił taktyczną i strategiczną skuteczność ataku na wyznaczone cele. Eksperci nie są jednak o tym przekonani. Specjalista od spraw rosyjskich, dziennikarz i pisarz Pierre Lorrain uznał w radiu RFI, że "setka wystrzelonych pocisków nie spowodowała wielkich strat". "Pewnie dlatego, że niektóre nie doleciały do celu lub strącone zostały przez syryjski system przeciwrakietowy. Rosjan dziwi to, że uderzono, zanim komisja (Organizacji ds. Zwalczania Broni Chemicznej, OPCW) udała się na miejsce i nie poczekano na jej ustalenia" - tłumaczył.

Prof. Christophe Bouillaud z Instytutu Nauk Politycznych w Grenoble uważa, że w tych krytycznych ocenach odzywa się również "antyamerykanizm, zawarty w DNA wielu francuskich polityków".

Komentatorzy pominęli wypowiedzi, w których Macron mówił o Europie.

Odnosząc się do niedawnej wygranej Viktora Orbana w wyborach, Macron powiedział, że "nie podziela żadnej z jego wartości", ale jego wybór jest faktem. Wyraził zaniepokojenie z powodu powstania czegoś, co nazwał "nieliberalnymi demokracjami" w Europie. Prezydent Francji skrytykował - jak to ujął - "wzrost nieliberalizmu, to znaczy ekstremów i populizmów, ludzi, którzy kwestionują państwo prawa". Jako przykład wymienił "Węgry, Polskę i niektórych w Rumunii".

Macron uważa, że o takich postawach "muszą wiedzieć nasi obywatele", których wezwał do czynnego udziału w budowie "Europy, która chroni".

Szef francuskiego państwa powtórzył, że chce "mocnej demokracji" i wierzy "w suwerenną Europę", która chroni "przed wielkimi zagrożeniami, wielkimi przekształceniami". "Wierzę w Europę suwerenną (...). Będziemy szli naprzód z tymi, którzy chcą iść naprzód, a ci, którzy nie podążą (za nami), będą musieli zaakceptować, że są na marginesie Europy" - zaznaczył Macron.