Dziś chwalcy Hitlera chodzą na wolności, a zatrzymywany jest Władysław Frasyniuk; to symbol tego, jak zmienia się Polska – powiedział w czwartek poseł PO Rafał Grupiński. Podkreślił, że jest oburzony zatrzymaniem i sposobem zatrzymania kolegi z podziemia z lat ’80.

Polityk wyraził też rozczarowanie postawą premiera Mateusza Morawieckiego, który - jak mówił Grupiński - "jako syn opozycjonisty, obok Frasyniuka, najważniejszego we Wrocławiu" dozwolił na takie zatrzymanie.

Policja zatrzymała opozycjonistę z lat PRL w środę rano we Wrocławiu, Frasyniuk został skuty kajdankami. Prokurator Prokuratury Okręgowej w Warszawie przesłuchał go i postawił mu zarzut naruszenia nietykalności cielesnej dwóch policjantów na służbie, po czym Frasyniuk został zwolniony do domu.

"Głosiciele haseł rasistowskich, chwalcy Hitlera chodzą na wolności a zatrzymuje się człowieka, który jest symbolem walki o wolną niepodległą Polskę. Nie ma miejsca w więzieniu dla pedofila, który oczekując na to miejsce gwałci kolejne dziecko, a jest czas na to, żeby zatrzymać Frasyniuka i w kajdankach doprowadzać go na policję wykręcając mu ręce do tyłu. To jest symbol tych czasów, symbol tego, jak się zmienia Polska” – powiedział Grupiński w Poznaniu na konferencji prasowej.

"To też sygnał, niestety, dla wielu obywateli, że +Władysław Frasyniuk przynajmniej będzie sfilmowany, nagłośniony, jego zatrzymanie będzie widoczne, ale kiedy mnie tak potraktuje ta władza nikt się o mnie nie upomni+. To jest najgorszy wniosek płynący z tego rodzaju działań policji pod rządami PiS-u” – ocenił polityk.

Wcześniej Frasyniuk dwukrotnie nie stawił się w warszawskiej prokuraturze okręgowej, która chciała go przesłuchać w związku z incydentem, do którego doszło podczas obchodów miesięcznicy smoleńskiej w czerwcu 2017 r.

"Jeśli Frasyniuk się nie stawia przed prokuraturę na jej wezwania, to policjanci mogą przyjść, mogą poprosić byłego działacza Solidarności, więźnia politycznego, żeby udał się z nimi – nie muszą go skuwać kajdankami. Nie sądzę, żeby Władysław Frasyniuk odmówił im w takiej sytuacji” – ocenił Grupiński.

"Gdy spojrzy się na materiały z demonstracji to (…) Władysław Frasyniuk nikogo nie kopnął, nie uderzył. To naciąganie zarzutów w stosunku do sytuacji, by wykazywać się nadmierną gorliwością przez policję i prokuraturę wobec polityków, albo działając na zlecenie: +macie Frasyniukowi zrobić krzywdę, macie mu udowodnić, że się nim zajmiemy jak zwykłym przestępcą+” – dodał.

Grupiński stwierdził, że "od zatrzymania w ten sposób Władysława Frasyniuka do zatrzymania Lecha Wałęsy jest tylko krok". Wyjaśnił przy tym, że jego odwołanie się do Wałęsy ma pokazywać, "jak łatwo przekracza się pewne granice szacunku dla ludzi, którzy przynieśli nam wolność".

Poseł PO skrytykował też w kontekście sprawy Frasyniuka premiera Mateusza Morawieckiego.

„To, że on dozwolił na takie zatrzymanie, nie zareagował, jako syn Kornela Morawieckiego, opozycjonisty, obok Frasyniuka, najważniejszego we Wrocławiu, jest dla mnie absolutnie degradujące pozycję Mateusza Morawieckiego na sam dół mojej hierarchii polityków” – powiedział.

"Rozumiem, że Jarosław Kaczyński czyta powierzchownie historię i marzy mu się Bereza Kartuska dla Frasyniuka, chce tak postąpić jak piłsudczycy z Korfantym czy Witosem, ale bez przesady. Warto głębiej czytać historię i lepiej rozumieć jej prawa” – dodał Grupiński.

Warszawska prokuratura okręgowa chciała przesłuchać Frasyniuka w związku z incydentem, do którego doszło podczas obchodów miesięcznicy smoleńskiej w Warszawie 10 czerwca 2017 r. Jak informowała policja, zakłóciło ją kilkadziesiąt osób, które na Krakowskim Przedmieściu usiadły na jezdni, próbując w ten sposób zatrzymać przemarsz uczestników obchodów przed Pałac Prezydencki.

Wśród kontrmanifestantów, których usunęli policjanci, był m.in. Frasyniuk. Na początku lipca ubiegłego rok usłyszał on zarzut "przeszkadzania w przebiegu niezakazanego zgromadzenia.