Prezydent USA Donald Trump oświadczył w czwartek, że jego decyzja w sprawie strategii USA w Afganistanie zostanie podjęta wkrótce. "Jesteśmy bardzo blisko" - powiedział, dodając, że dla niego to "bardzo ważna" decyzja.

Wcześniej w czwartek republikański senator John McCain, przewodniczący Komisji Sił Zbrojnych Senatu USA, oświadczył, że jest zmartwiony opóźnieniami w ogłoszeniu amerykańskiej strategii w Afganistanie. Wyraził niezadowolenie z polityki USA w tym kraju zarówno za czasów administracji Obamy, jak i Trumpa. Zapowiedział, że zaproponuje swój plan przewidujący zwiększenie liczebności stacjonujących tam wojsk amerykańskich.

W czwartek prezydent, podczas spotkania z dziennikarzami w jego klubie golfowym w Bedminster w stanie New Jersey, gdzie spędza wakacje, odniósł się również do kwestii ograniczenia przez Rosję liczby pracowników przedstawicielstw dyplomatycznych USA do 455 osób (z ok. 1200). Podziękował za to rosyjskiemu prezydentowi Władimirowi Putinowi, oceniając, że od teraz USA będą miały mniej wydatków. "Chcę mu podziękować, bo staramy się obciąć koszty, (...) jestem bardzo wdzięczny, że pozwolił odejść tak dużej liczbie ludzi" - powiedział. Decyzja Moskwy była reakcją na rozszerzenie przez USA restrykcji gospodarczych na Rosję.

Agencja Reutera podkreśla, że nie jest jasne, czy Trump żartował.

Przywódca przypomniał również, że jego zdaniem Iran nie przestrzega międzynarodowego porozumienia nuklearnego z 2015 r., po raz kolejny podkreślając, że umowa zawarta przez jego poprzednika Baracka Obamę była "koszmarna".

W rozmowie z dziennikarzami Trump powiedział też, że nie myślał o zwolnieniu specjalnego prokuratora Roberta Muellera, który prowadzi śledztwo ws. ingerencji Rosji w zeszłoroczne wybory prezydenckie w USA i powiązań między Moskwą a otoczeniem Trumpa. Dochodzenie to prezydent w przeszłości wielokrotnie nazywał "polowaniem na czarownice". W czwartek powiedział również, że był zaskoczony przeszukaniami, jakich 26 lipca FBI dokonało w rezydencji objętego tym śledztwem b. szefa jego kampanii wyborczej, Paula Manaforta. Nazwał je "mocnym sygnałem".