Czeski socjaldemokratyczny minister spraw zagranicznych Lubomir Zaoralek zaprzeczył w czwartek, by w rezultacie ataku hakerskiego na jego resort doszło do wycieku tajnych informacji.

Zaznaczył jednocześnie, że hakerzy mogli wejść w posiadanie materiałów o istotnym dla różnych osób i instytucji znaczeniu. Jak powiedział na konferencji prasowej w Pradze, treści przejętych materiałów ani długości ataku nie da się na razie ustalić, ale trwał on kilka miesięcy.

Fakt włamania się hakerów do zasobów informatycznych MSZ Zaoralek ujawnił we wtorek, podkreślając już wtedy, że nie zaistniało zagrożenie dla informacji utajnionych. W czwartek zaprzeczył, by doszło do przechwycenia informacji strategicznych.

"Jest to kłamstwo i muszę temu zdecydowanie zaprzeczyć. Powtarzam to, co już powiedziałem, że wewnętrzny system ministerstwa, który pracuje z informacjami strategicznymi, które są istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, nie został zaatakowany" - oświadczył minister.

Informacje o treści wykradzionych materiałów, ich ilości i czasie trwania ataku pojawiały się w ubiegłych dniach w niektórych czeskich mediach. Zaoralek zaznaczył, że doniesienia te mogą być nieprawdziwe. Według niego dokonujący ataku hakerzy byli w stanie zmieniać zawartość skrzynek poczty elektronicznej, a celem śledczych jest ukrócenie takiego procederu.

"W tej chwili w ogóle nie mogę potwierdzić informacji, w których mówi się o określonych zawartościach, gdyż wielkim pytaniem jest to, czy takie zawartości rzeczywiście wyciekły" - wskazał minister.

Na temat domniemanych sprawców nie powiedział więcej niż we wtorek, kiedy to określił atak jako wyrafinowany, dodając, iż stało za nim zapewne inne państwo. W czwartek uzupełnił to stwierdzeniem, że dla ustalenia sprawcy nie ma zasadniczego znaczenia, z jakiego państwa prowadził on atak.