Walka z rosnącą liczbą urzędników miała zakończyć się wraz z wyborami. Rząd chciał się pochwalić sukcesem. Niestety bez powodzenia. Nie udało się przygotować dobrej ustawy w tym zakresie (zakwestionował ją Trybunał Konstytucyjny), a polecenie ustne premiera wzywające do zwolnień zostało praktycznie zignorowane przez szefów urzędów i ministerstw.
Problem pozostał więc nierozwiązany. Nowy rząd przed nim też nie ucieknie. Być może jednak zamiast przygotowywać specustawy należy do problemu podejść z drugiej strony, czyli zmienić system wynagradzania urzędników (o problemie „DGP” pisał w numerze 210). Taki postulat pojawił się również w projekcie strategii zarządzania zasobami ludzkimi w służbie cywilnej. Proponuje się w nim, żeby wynagrodzenia jej członków były powiązane z efektami ich pracy.
Takie zmiany powinny objąć nie tylko korpus służby cywilnej, lecz także pozostałych pracowników administracji publicznej. Nie można bowiem liczyć na zaangażowanie w prace urzędników, którzy nie dość, że dostają niskie pensje zasadnicze, to jeszcze są nagradzani po równo. Bo to oznacza, że wśród tych, którym premie się należą, są też tacy, którzy dostają je tylko dlatego, że po raz kolejny przyszli do pracy.
Pomysł odebrania trzynastki być może jest bardzo radykalny, ale nie należy go całkowicie skreślać. Nie chodzi bowiem o to, żeby zabrać kolejny niemotywujący dodatek, jakim był np. dodatek specjalny lecz tak zmienić system, żeby strumień pieniędzy uzyskanych z trzynastek skierować do najlepszych pracowników.