Kryzys demograficzny obejmuje już nie tylko bogate kraje Zachodu, ale prawie cały świat. W październiku tego roku ludność naszego globu przekroczy 7 miliardów – twierdzi w opublikowanym wczoraj raporcie francuski Narodowy Instytut Badań Demograficznych (INED).
Zaledwie 12 lat temu ludzi było o jeden miliard mniej. Jednak jak przewidują autorzy dokumentu, na kolejny miliard trzeba będzie już poczekać dłużej, bo 14 lat. A szczytowy punkt pod względem zaludnienia (9 mld) nasza planeta osiągnie dopiero pod koniec tego wieku.
O ile jeszcze w latach 50. XX wieku przeciętna kobieta rodziła 5 dzieci, to dziś jest to już tylko 2,5, a w krajach Unii Europejskiej 1,6. W ciągu minionego półwiecza szczególnie gwałtownie spadł przyrost naturalny w większości państw Azji i Ameryki Łacińskiej, tak że dziś jest już na porównywalnym poziomie do tego w Stanach Zjednoczonych i Europie.
Gilles Pison, jeden z autorów raportu, przyznaje, że dużym zaskoczeniem dla francuskich badaczy było także tempo spadku liczby urodzeń w Chinach. Przyczyną jest nie tylko prowadzona przez Pekin polityka jednego dziecka, ale także systematyczne aborcje wobec potomostwa płci żeńskiej, przede wszystkim na wsi. Zdaniem INED z tego powodu już od 35 lat w Indiach rodzi się więcej dzieci niż w Chinach. W ciągu nadchodzących kilkunastu lat to Indie staną się najbardziej ludnym krajem świata.
Szybki przyrost naturalny zapewniają w zasadzie już tylko trzy regiony Ziemi: Czarna Afryka, świat arabski oraz pas krajów od Afganistanu po północne Indie – tłumaczy w rozmowie z dziennikiem „Le Figaro” Pison.
Dziś w Afryce mieszka co siódmy mieszkaniec Ziemi, jednak pod koniec tego wieku już co trzeci z nas będzie Afrykańczykiem. Na razie kontynent liczy nieco ponad miliard mieszkańców, ale w krajach na południe od Sahary przeciętna kobieta wciąż rodzi pięcioro dzieci (rekordzistą jest Niger, gdzie przypada na kobietę aż siedmioro dzieci). Mimo epidemii AIDS, którym zarażony jest np. co piąty mieszkaniec RPA, do 2100 r. liczba Afrykańczyków osiągnie ponad trzy miliardy. Szczególnie znaczący jest przykład Nigerii, dziś siódmego pod względem liczby ludności kraju świata (162 mln). Pod koniec wieku Nigeryjczyków będzie już jednak 433 mln, więcej niż Amerykanów (423). Wówczas tylko Indie i Chiny będą miały więcej mieszkańców.
Eksperci INED ostrzegają jednak, że spadek przyrostu naturalnego będzie miał znaczący wpływ na spowolnienie wzrostu gospodarczego. Po prostu liczba konsumentów i pracowników zacznie się kurczyć. Zjawisko to będzie tym bardziej znaczące, że załamanie przyrostu dotyka w szczególnym stopniu najbogatsze kraje świata.