Wstrząsające wyniki I tury wyborów prezydenckich w Rumunii to skutek największej kompromitacji europejskich sondażowni w najnowszej historii. Badania przewidywały, że w walce o II turę w niedzielnym głosowaniu liczą się premier Marcel Ciolacu, który miał być faworytem wyborów, jego koalicyjny partner Nicolae Ciucă oraz lider twardej prawicy George Simion. Ostatecznie żaden z nich nie wszedł nawet do II tury.

W dogrywce za dwa tygodnie zmierzą się za to skrajnie prawicowy ekspert od zrównoważonego rozwoju Călin Georgescu (na zdj.) z liderką proeuropejskich liberałów Eleną Lasconi. Georgescu, którego część sondażowni nawet nie uwzględniała w badaniach, a inne dawały najwyżej 5 proc. poparcia, dostał 22,9 proc. głosów. Lasconi, której socjologowie wróżyli trzecie lub czwarte miejsce w wyścigu, zajęła drugi stopień podium z poparciem 19,2 proc. i wyprzedziła premiera Ciolacu o 2,7 tys. głosów.

Rosnąca popularność Georgescu, kandydata eurosceptycznego, niechętnego NATO i pomaganiu Ukrainie, umknęła badaczom ze względu na niecodzienną formę kampanii wyborczej. Polityk oparł ją przede wszystkim na TikToku, starając się podbić serca młodzieży. Zanim Rumuni zagłosują 8 grudnia w II turze wyborów prezydenckich, w najbliższą niedzielę wybiorą nowy parlament. Sondaże przewidują zwycięstwo współrządzącej Partii Socjaldemokratycznej z Ciolacu na czele, ale ich prezydencka kompromitacja mocno podkopała ich wiarygodność. ©℗