Pomimo izraelskich nalotów w dwóch miastach Strefy Gazy trwały w niedzielę walki z Hamasem: w mieście Gaza na północy terytorium i w Chan Junus na południu. „W Gazie nie ma bezpiecznego miejsca” – powiedział agencji Reutera krewny dwóch zabitych dziewczynek podczas ich pogrzebu w Rafah. Agencja Reutera ocenia, że świadczą one o tym, że Hamas nadal utrzymuje pewną kontrolę przed potencjalnym rozejmem.

Na cotygodniowym posiedzeniu izraelskiego gabinetu premier Benjamin Netanjahu poinformował, że izraelskie wojsko zlikwidowało 17 z 24 batalionów bojowych Hamasu.

Reszta znajduje się przeważnie w południowej części Strefy Gazy, w tym w Rafah na granicy z Egiptem, i "też się nimi zajmiemy” – zapewnił Netanjahu.

W Rafah znajdują się obecnie setki tysięcy palestyńskich cywilów, którzy uciekli ze swoich domów w północnej części Strefy Gazy. Izraelski urzędnik powiedział agencji Reutera, że jakąkolwiek operację na tym terenie wojsko będzie koordynować z Egiptem, szukając sposobów ewakuacji uchodźców na północ.

Izraelskie naloty trwały od nocy w mieście Gaza na północy Strefy, Deir Al-Balah w środkowej jej części oraz Chan Junus na południu. W ciągu doby zginęło co najmniej 127 Palestyńczyków.

„W Gazie nie ma bezpiecznego miejsca” – powiedział agencji Reutera krewny dwóch zabitych dziewczynek podczas ich pogrzebu w Rafah.

Kontrolowane przez Hamas ministerstwo zdrowia w Gazie poinformowało, że od początku wojny zginęło 27 365 osób.