W ambasadzie Szwecji w Mińsku od 13 miesięcy przebywa dwóch Białorusinów, ojciec i syn, którzy chcieli wystąpić o azyl po demonstracji przeciwko sfałszowanym przez Alaksandra Łukaszenkę wyborom prezydenckim na Białorusi - potwierdziło szwedzkie MSZ.

"Wciąż pracujemy nad (rozwiązaniem tej) sytuacji, zarówno w Mińsku, jak i w MSZ w Sztokholmie. Działamy tak, jak wymaga tego sytuacja, m.in. ze względu na bezpieczeństwo ambasady" - poinformowało w mailu agencję TT szwedzkie MSZ, odmawiając podania szczegółów.

Po antyrządowych demonstracjach Wital i Uładzisłau Kuzniaczykowie z Witebska 11 września 2020 roku udali się do szwedzkiej ambasady w Mińsku, gdzie chcieli uzyskać azyl polityczny. Gdy im tego odmówiono, powołując się na przepis, że nie jest to możliwe w placówce dyplomatycznej, a jedynie w Szwecji lub na granicy, przeskoczyli ogrodzenie ambasady.

Mężczyźni twierdzą, że za udział w protestach grożą im na Białorusi poważne represje, a nawet śmierć.

Według szwedzkich mediów ojciec i syn w ambasadzie otrzymali pokój z łóżkami i prysznicem oraz dostarczane jest im jedzenie.

Sprawą Białorusinów zajmuje się ONZ-owski Komitet Przeciwko Torturom (CAT), który bada, czy gdyby mężczyznom nie pozwolono pozostać, to Szwecja złamałaby konwencję ONZ przeciwko stosowaniu tortur. Stanowisko jest spodziewane w listopadzie.

W opinii Martina Uggli, szefa szwedzkiej organizacji pozarządowej Oestgruppen zajmującej się prawami człowieka i demokracją w Europie Wschodniej, "być może rozwiązaniem sytuacji byłoby eskortowanie ich z ambasady do sąsiedniego kraju".

W 2015 roku Szwecja przyjęła rekordową liczbę ponad 160 tys. wniosków o azyl. Imigranci, często nie mając dokumentów, przedostali się do szwedzkiego Malmoe z południa Europy przez Niemcy oraz Danię.