Prezydent Rosji Władimir Putin zaprzeczył w piątek, by w operacji zatrzymania białoruskiego opozycjonisty Ramana Pratasiewicza uczestniczyły rosyjskie służby specjalne. Odmówił odpowiedzi na pytanie, czy Rosja dokonałaby podobnego zatrzymania samolotu.

"Widziałem oświadczenie władz NATO o tym, że Rosja zapewne brała w tym udział, ale co ja mogę powiedzieć: NATO jest w niebezpieczeństwie, jeśli jego władze tak się wypowiadają. Ludzie po prostu nie rozumieją, jak takie procesy mogą przebiegać" - powiedział Putin.

Dopytywany o zatrzymanie Pratasiewicza, Putin nazwał go "jakimś Ramanem Pratasiewiczem", którego "nie zna i nie chce znać". "Niech on tam robi, co chce, niech walczy z reżimem" - dodał.

Odmówił odpowiedzi na pytanie, czy Rosja posunęłaby się do zmuszenia do lądowania samolotu rejsowego, na którego pokładzie znajdowałby się pasażer poszukiwany przez władze rosyjskie.

Dziennikarz prowadzący rozmowę z Putinem na forum ekonomicznym w Petersburgu zauważył, że są ludzie, których Moskwa "poszukuje listem gończym" i pytał, czy Rosja zmusiłaby do lądowania samolot "lecący na przykład z Londynu do Tajlandii, gdyby na pokładzie był ktoś poszukiwany" i leciałby przez Moskwę. "Nie powiem" - odparł Putin.

Najbardziej znanym politycznym przeciwnikiem Kremla mieszkającym obecnie w Wielkiej Brytanii jest były szef koncernu Jukos Michaił Chodorkowski.

W grudniu 2020 roku Chodorkowski powiedział, że śledzą go niezidentyfikowani ludzie, których uznał za agentów rosyjskich służb specjalnych. Wyraził przekonanie, że ludzie ci zabiją go, jeśli tylko otrzymają taki rozkaz.