Gdy mamy do czynienia z – kohabitacją – sytuacja staje się jeszcze trudniejsza, gdyż na odmienne wizje polityki zagranicznej nakładają się konflikty wewnętrzne, rozgrywki partyjne oraz – nierzadko – osobiste urazy.

Kohabitacja Duda–Tusk: przykład politycznego impasu

Z takim zjawiskiem mieliśmy do czynienia przez ponad półtora roku, po utworzeniu rządu Donalda Tuska, gdy w fotelu prezydenckim nadal zasiadał Andrzej Duda.

I tak będzie zapewne przez najbliższe dwa lata, albo i dłużej, jeśli Koalicja Obywatelska wraz ze swoimi koalicjantami utrzyma się u władzy po wyborach w 2027 roku.

Czy możliwa jest współpraca między Tuskem a Nawrockim?

Czy Karol Nawrocki będzie w stanie nawiązać wspólny język z Donaldem Tuskiem? Czy obaj dżentelmeni będą gotowi zdefiniować i podpisać się pod kilkoma priorytetami, przynajmniej w niektórych kwestiach związanych z relacjami międzynarodowymi? A może przynajmniej będą gotowi konsultować ze sobą kluczowe stwierdzenia i decyzje?

A może nadal będziemy doświadczać dyplomatycznego bałaganu, w którym oba ośrodki władzy będą wysyłać w świat sprzeczne, lub – w najlepszym przypadku – niejasne sygnały, a ów świat nie będzie tak naprawdę wiedział, jakie jest stanowisko Polski. Nie szefa rządu, nie prezydenta, ale Polski właśnie.

Konstytucja nie ułatwia sprawy

Możemy oczywiście rozłożyć ręce i obwiniać o ten stan rzeczy ustawę zasadniczą. Owszem, w innych państwach podział obowiązków i prerogatyw jest dużo bardziej transparentny. Stanowiskiem Stanów Zjednoczonych w tej czy innej sprawie dotyczącej stosunków zewnętrznych jest stanowisko prezydenta USA. Stanowiskiem Francji jest stanowisko lokatora Pałacu Elizejskiego. Stanowiskiem Niemiec – opinia kanclerza.

W Polsce nie należy w najbliższym czasie oczekiwać poprawek do konstytucji, które zmieniłyby system na – prezydencki – czy – kanclerski. Tym bardziej zatem Karol Nawrocki i Donald Tusk powinni wznieść się ponad podziały (proszę mi wybaczyć ten wyświechtany frazes), od czasu do czasu wymieniać się poglądami i wykuwać kompromisy.

Wpis Tuska o Strefie Gazy

Weźmy pierwszy przykład z brzegu. W ubiegłą niedzielę premier Tusk zamieścił na platformie X wpis, odnoszący się do konfliktu w Strefie Gazy:

– Polska była, jest i będzie po stronie Izraela w jego konfrontacji z islamskim terroryzmem, ale nigdy po stronie polityków, których działania prowadzą do głodu i śmierci matek i dzieci. To musi być oczywiste dla narodów, które przeszły wspólnie przez piekło II wojny światowej.

W przeszłości szef rządu wykorzystywał swoje konto X (poprzednio Twitter) w sposób, mówiąc najoględniej, nonszalancki. Wiele jego komentarzy budziło zdumienie, a żarty odnoszące się niekiedy do rzeczy i wydarzeń o istotnej wadze politycznej wywoływały niesmak.

Tym razem Donald Tusk uznał, że swoje stanowisko w tej niewątpliwie fundamentalnej kwestii wyrazi dwoma zdaniami, opublikowanymi w serwisie społecznościowym Elona Muska, i zamknie temat.

Nie chodzi o treść deklaracji (sam mógłbym się pod nią podpisać). Chodzi o formę, kanał komunikacji oraz – jak się domyślamy – brak konsultacji z prezydentem RP. Znów moglibyśmy zadać pytanie: czy to stanowisko Polski, czy wyłącznie premiera RP, a może prywatne zdanie obywatela Donalda Tuska.

Być może to zbyt wygórowane, wręcz utopijne oczekiwanie, ale wolałbym, aby w takich okolicznościach Kancelaria Prezydenta oraz KPRM przynajmniej próbowały sformułować jednolitą koncepcję polityki wobec Izraela.

Niestety, spodziewam się raczej, iż relacje między obu panami będą co najwyżej chłodne. Nie będzie w tym nic zaskakującego, skoro prezydent-elekt nazywa Donalda Tuska „najgorszym premierem w historii III RP”, zaś Donald Tusk mówi o prezydencie-elekcie per „Nawrocki”. Jest jednak cień nadziei, iż tego typu kąśliwe uwagi i personalne niesnaski nie będą paraliżować polskiej polityki zagranicznej.