Po pół roku od uruchomienia pilotażowego programu zdrowia reprodukcyjnego, w ramach którego aptekarze mogą wystawić pacjentkom receptę farmaceutyczną na pigułkę „dzień po”, przestało przybywać aptek uczestniczących w programie. Z danych Narodowego Funduszu Zdrowia wynika, że bierze w nim udział 1,35 tys. placówek, czyli ok. 11 proc. działających u nas aptek.

Paweł Florek, rzecznik NFZ, informuje, że pod koniec maja ub.r., czyli w pierwszym miesiącu programu, liczba placówek wyniosła 543. Miesiąc później ich liczba się podwoiła, ale w kolejnych miesiącach wzrosty były już dużo mniejsze, a od września ub.r. liczba uczestniczących placówek waha się w przedziale 1,3–1,4 tys.

Skąd tak małe zainteresowanie programem? Zdaniem dr. Marka Tomkowa, prezesa Naczelnej Rady Aptekarskiej, liczba aptek biorących udział w pilotażu jest adekwatna do zapotrzebowania na antykoncepcję awaryjną. – I zapewne utrzyma się na tym poziomie, ponieważ nie zanosi się, by prezydent elekt Karol Nawrocki miał w tej kwestii inne zdanie niż Andrzej Duda i zgodził się, by antykoncepcja awaryjna, czyli lek zawierający octan uliprystalu lub lewonorgestrel, była dostępna bez recepty – mówi szef NRA.

Dodaje, że samorząd aptekarski cieszy 10-proc. poziom odmów wypisania takiej recepty: – To znaczy, że porada farmaceutyczna spełnia swoje zadanie i że jest potrzebna. Farmaceuta odmawia wypisania recepty w sytuacji, gdy kobieta już jest w ciąży lub gdy stosuje antykoncepcję doustną. Wówczas nie ma wskazań do przepisania leku, który nie dopuszcza do zapłodnienia – tłumaczy dr Tomków.

Jak wynika z naszych rozmów z aptekarzami, to jednak niejedyny powód niechęci do programu. Choć za poradę farmaceutyczną NFZ płaci im 50 zł, wielu rezygnuje z tych pieniędzy i recepty na pigułkę „dzień po” wypisuje poza programem, za darmo. Dlaczego? – Rozliczenie porady farmaceutycznej wymaga dostępu do trzech aplikacji, z których część do logowania wymaga podwójnego systemu weryfikacji oraz osobnego programu do wystawiania faktur. Dla części farmaceutów to zbyt skomplikowane. Inni uznają, że wiąże się z tym zbyt wiele zachodu, zwłaszcza że wiele aptek miesięcznie wystawia po dwie–trzy takie recepty – tłumaczy Katarzyna Puna-Brundo, prezes Środkowopomorskiej Okręgowej Rady Aptekarskiej. Dodaje, że gdyby sposób rozliczania był przyjaźniejszy, do programu być może przystąpiłoby więcej farmaceutów.

Marek Tomków jednak broni NFZ. – Nie ma systemu do rozliczeń z funduszem, który nie byłby skomplikowany – zauważa.

Program pilotażowy ma ograniczenia. Można w nim wystawić jedynie receptę na lek zawierający octan uliprystalu (występujący w Polsce pod nazwą handlową ellaOne), który jest wprawdzie droższy (120–140 zł), ale wykazuje dłuższą skuteczność działania (do 72 godz. lewonorgestrel (nazwa handlowa escapelle) kosztuje 70–80 zł, ale producent gwarantuje skuteczność do 48 godz. Poza pilotażem farmaceuta może wypisać receptę na obydwa.

Dostęp do antykoncepcji awaryjnej, stosowanej do 72 godzin po stosunku, był jedną z obietnic wyborczych obecnego rządu. Od kwietnia 2015 r. pigułka ellaOne była dostępna bez recepty dla osób powyżej 15. roku życia (escapelle nadal wymagała recepty). W lipcu 2017 r. w życie weszła ustawa, zgodnie z którą również ellaOne można było dostać tylko na receptę.

Izabela Leszczyna, minister zdrowia od grudnia 2023 r., chciała, by lek znów był dostępny bez recepty. Nowelizację Prawa farmaceutycznego zawetował jednak prezydent Duda. Wiosną ub.r., na mocy ministerialnego rozporządzenia, ruszył pilotażowy program zdrowia reprodukcyjnego, w ramach którego receptę na ellaOne pacjentka może otrzymać w aptece. ©℗

Efekty pilotażu programu zdrowia reprodukcyjnego
ikona lupy />
Efekty pilotażu programu zdrowia reprodukcyjnego / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe