W ramach postępowania w trybie wyborczym Sąd Okręgowy w Radomiu nakazał w czwartek startującemu z listy PiS do Sejmu Robertowi Bąkiewiczowi przeproszenie ubiegającego się o reelekcję posła KO Konrada Frysztaka oraz zamieszczenie sprostowania w lokalnym radiu i na swoich profilach w mediach społecznościowych.

Bąkiewicz ma też wpłacić 3 tys. zł na rzecz Stowarzyszenia Pomocy Osobom Niepełnosprawnym w Radomiu. Sąd zakazał mu także rozpowszechniania wypowiedzi, którą przypisał Frysztakowi w jednej z audycji radiowych. Po rozprawie kandydat z listy PiS zapowiedział, że będzie składał zażalenie na rozstrzygnięcie Sądu Okręgowego w Radomiu.

W trakcie wywiadu udzielonego 7 września Bąkiewicz, odnosząc się do wcześniejszej debaty telewizyjnej między obydwoma politykami, stwierdził: "rozmawiałem z posłem Frysztakiem, który mówi, że polską suwerenność można sprzedać za dwie trybuny pobudowane na stadionie w Radomiu". Chodziło o dyskusję na temat radomskiego stadionu i pieniędzy z KPO, dzięki którym można by wybudować trybuny dla kibiców.

Frysztak stanowczo podkreślił, że takie słowa nigdy nie padły z jego ust. Uznał, że przypisując mu te słowa, Bąkiewicz chciał go zdyskredytować w oczach wyborców. Dlatego też poseł KO złożył protest wyborczy do sądu i domagał się od Bąkiewicza m.in. przeprosin, sprostowania i wpłacenia pieniędzy na rzecz organizacji pożytku publicznego.

Podczas czwartkowej rozprawy sędzia Marek Gralec zwrócił uwagę, że sam Bąkiewicz podczas poprzedniej rozprawy (15 września) przyznał, że sporna wypowiedź Frysztaka w sensie dosłownym nie padła; że bardziej chodziło mu o ocenę w kontekście całej dyskusji dotyczącej funduszy z KPO i w odniesieniu do całej Platformy Obywatelskiej.

W ocenie sądu wypowiedź Bąkiewicza o Frysztaku "była nieprawdziwa i naruszała jego dobra osobiste, jednocześnie naruszając jego autorytet jako kandydata do Sejmu". "Niewątpliwie wypowiedź uczestnika (Roberta Bąkiewicza-PAP) godziła w dobra osobiste i z punktu widzenia osoby kandydującej do Sejmu, miała charakter dyskredytujący" – zauważył sędzia Gralec.

Sędzia podkreślił, że w tym postępowaniu nie było rolą sądu rozstrzyganie sporu politycznego oraz dokonywanie oceny koncepcji politycznej reprezentowanych przez obydwu kandydatów do Sejmu. "W niniejszym postępowaniu rolą sądu jest wyłącznie ustalenie i ocena prawdziwości wypowiedzi uczestnika, która stała się podstawą złożonego wniosku" – zaznaczył sędzia.

Po wyjściu z sali sądowej Bąkiewicz powiedział dziennikarzom, że bardzo źle ocenia rozstrzygnięcie sądu. "Wręcz mogę to nazwać hucpą polityczną" – zaznaczył kandydat PiS. Poinformował, że będzie składał zażalenie do Sądu Apelacyjnego w Lublinie. Zgodnie z przepisami ma na to 24 godziny.

"Nie zgadzam się na to, żeby w debacie publicznej zamykać usta, ograniczać wolność słowa i wypowiedzi. Nie zgadzam się także, by sprawy dotyczące mojej osobie prowadził sędzia zaangażowany bezpośrednio w konflikt z formacją polityczną, z ramienia której startuję teraz do Sejmu" – mówił Bąkiewicz, odnosząc się do kwestii swoich wątpliwości dotyczących bezstronności sędziego referenta.

Bąkiewicz już na wcześniejszym etapie postępowania składał w sądzie wniosek o wyłączenie sędziego referenta Marka Gralca. Jako powód podał, że "sędzia ten znany jest z publicznych wypowiedzi dotyczących sporu między Polską za UE i wypowiadał się także na ten temat np. poprzez apele sędziów w sprawie wykonania orzeczeń Trybunału Europejskiego i systemu powołań sędziowskich". Według niego sędzia Gralec był też w sporze z rządem PiS, reprezentując m.in. Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia.

Jak tłumaczył PAP rzecznik Sądu Okręgowego Arkadiusz Guza, wniosek Bąkiewicza o wyłączenie sędziego referenta został jednak oddalony, ponieważ sąd uznał, że sama przynależność sędziego do Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia nie jest podstawą do jego wyłączenia z postępowania. (PAP)

Autorka: Ilona Pecka

ilp/ par/