Szczyt NATO w Madrycie przyniósł przełom w postaci zgody w sprawie akcesji Szwecji i Finlandii, ale jest też w pewnym sensie niewykorzystaną szansą ze względu na to, że nie ogłoszono stałych baz w naszym regionie - ocenia w rozmowie z PAP dr Sławomir Dębski, szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM).

Oficjalne zaproszenie Szwecji i Finlandii do Sojuszu, decyzja o zwiększeniu grup bojowych NATO w państwach wschodniej flanki do poziomu brygady, pozostawienie na stałe wysuniętej kwatery głównej V Korpusu US Army oraz dodanie rotacyjnej brygady wojsk USA w Rumunii - to główne owoce szczytu NATO w Madrycie. Na ile jest to przełom w postawie Sojuszu względem Rosji?

Zdaniem dyrektora PISM przełomem jest na pewno perspektywa przyjęcia do NATO Szwecji i Finlandii.

"To jest efekt debaty, która zaczęła się na dobre w 2014 r., kiedy w obu krajach zastanawiano się, jak zwiększyć swoje bezpieczeństwo względem Rosji. Ale dopiero po ponownej rosyjskiej agresji na Ukrainę zdecydowano, że tym sposobem jest wstąpienie do NATO - mówi PAP Dębski podczas rozmowy w Waszyngtonie. - Pod tym względem zmieniło się ogromnie dużo i z tego względu bezpieczeństwo Polski radykalnie się poprawiło."

Jak ocenia, o wielkim przełomie nie można jednak mówić, jeśli chodzi o rozmieszczenie nowych wojsk na wschodniej flance NATO. Według niego, choć Sojusz zrobił krok w dobrym kierunku, to jest to niewystarczająca odpowiedź na rosyjską agresję i "niewykorzystana szansa". Dębski twierdzi jednak, że rozmieszczenie brygady wojsk NATO w każdym z państw bałtyckich sygnalizuje odejście od strategii "tripwire" - w myśl której rolą wojsk sojuszniczych jest zmuszenie państw do odpowiedzi na ewentualną agresję - w kierunku umożliwienia realnej obrony terytorium.

"Widzimy stopniowe przejście od filozofii +odstraszania przez karę+ w kierunku +deterrence by denial+, tzn. konwencjonalnej obrony. Ale czy to krok wystarczający? Uważam, że nie, bo nie została podjęta żadna decyzja - przynajmniej na razie - o budowie stałej bazy na terytorium Polski. Uważam, że jest to niezbędny element politycznej odpowiedzi na to, co zrobiła Rosja" - mówi Dębski.

Ekspert uważa, że takie bazy - podobne do tych, które istnieją np. w Niemczech i innych państwach Europy Zachodniej - są kluczowe m.in. ze względu na sygnał, jaki ta decyzja wysłałaby Moskwie: że Akt Założycielski NATO-Rosja został definitywnie pogrzebany, a państwa Europy Środkowej i Wschodniej są równoprawnymi członkami Sojuszu.

"W przeciwnym wypadku Rosja nadal będzie uważać, że nasz region może być przedmiotem jakiegoś targu" - mówi Dębski.

USA postanowiły nie tworzyć stałej bazy, mimo że za takim rozwiązaniem publicznie opowiadali się najwyżsi dowódcy wojskowi, w tym przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów USA gen. Mark Milley oraz dowódca sił NATO w Europie gen. Tod Wolters. Zdaniem szefa PISM decyzja Waszyngtonu była wynikiem sprzeciwu części europejskich sojuszników wewnątrz NATO.

"Stało się to dlatego, że administracja prezydenta (USA Joe) Bidena uważa utrzymanie jedności sojuszników za cel ważniejszy niż generowanie właściwej komunikacji strategicznej wobec Rosji, ponieważ część sojuszników nie chce stałej obecności. Moim zdaniem to jest błąd, bo ci sojusznicy powinni jasno usłyszeć, że w interesie Stanów Zjednoczonych leży ustanowienie stałych baz w Polsce i Rumunii" - twierdzi Dębski.

Mimo to ekspert twierdzi, że rosyjska inwazja na dobre zmieniła podejście USA do Rosji. Dodaje, że rosyjska strategia, obliczona na to, że uda jej się przeczekać Zachód i zmusić go do ustępstw, jest błędna.

"Założenie (Rosji) jest takie, że Zachód nie jest gotowy na poziom bólu, który powoduje spadek poziomu życia obywateli; Rosjanie są na to odporni, a Zachód nie. To jest tak naprawdę desperacka i bardzo ryzykowna strategia" - mówi ekspert. Jak zaznacza, im więcej czasu upłynie, tym lepiej państwa będą przystosowane do odejścia od rosyjskich surowców i przeciwdziałania wzrostom cen.

"Z moich rozmów tu, w Waszyngtonie, wynika, że jest tu duża świadomość, że konflikt z Rosją jest długoterminowy. I nawet jeśli ta wojna na Ukrainie zostanie w jakiś sposób zatrzymana, to Rosja nie stanie się nagle państwem miłującym pokój. A to oznacza, że moim zdaniem większość sankcji zostanie utrzymana - na pewno tych technologicznych, które ograniczają możliwość odbudowy rosyjskiego potencjału militarnego" - dodaje.

Innym znaczącym owocem madryckiego szczytu było przyjęcie nowej koncepcji strategicznej NATO. Sojusznicy nazwali w niej Rosję głównym zagrożeniem i wykluczyli powrót do traktowania jej jako partnera, a także - po raz pierwszy - uznali Chiny za "wyzwanie" dla Sojuszu i porządku międzynarodowego.

Według Dębskiego ostry ton dokumentu w odniesieniu do działań Chin jest wynikiem m.in. polityki wewnętrznej USA i krytyki części środowisk - głównie prawicy - że administracja Bidena zbyt mocno angażuje się w obronność Europy kosztem zaangażowania w obronę przed zagrożeniem ze strony Pekinu.

"Administracja musi pokazać, że dostrzega zagrożenie ze strony Chin. Z drugiej strony mamy świadomość Europejczyków, że argument polityczny, związany z sytuacją wewnętrzną USA, musi zostać uwzględniony przez Sojusz, bo w innym przypadku amerykańskie zaangażowanie we wzmacnianie obronności Europy nie uzyska społecznej ratyfikacji" - mówi szef think tanku. Jak dodał, uwzględnienie Chin - a także zaproszenie na madrycki szczyt Australii, Japonii, Korei Południowej - to także sygnał o globalnej wspólnocie zainteresowanej utrzymaniem pokoju na świecie i porządku międzynarodowego opartego na zasadach.

Oskar Górzyński (PAP)