Krzysztof Paturej: Jesteśmy narażeni w takim samym stopniu jak inne państwa europejskie. Do Światowych Dni Młodzieży zostało niecałe sto dni. Czas się kurczy. Czy będziemy bezpieczni? Wielu ekspertów straszy zagrożeniem atakami terrorystycznymi.
Krzysztof Paturej: Jesteśmy narażeni w takim samym stopniu jak inne państwa europejskie. Do Światowych Dni Młodzieży zostało niecałe sto dni. Czas się kurczy. Czy będziemy bezpieczni? Wielu ekspertów straszy zagrożeniem atakami terrorystycznymi.
Terroryści działają dziś zupełnie inaczej niż jeszcze np. dziesięć lat temu. Do ataków nie używają tradycyjnych środków, jak trotyl i semtex. Zamiast tego coraz częściej sięgają po zwykłe środki chemiczne, które zamieniają w mieszankę wybuchową. Mam na myśli aceton i saletrę amonową. Poza tym ich celem są już niemal wyłącznie miejsca dużych zgromadzeń, a nie instytucje jak kiedyś.
Ostatnio podczas mojej wizyty w Stanach Zjednoczonych jeden z moich znajomych powiedział: „My mamy drony, wy macie związki chemiczne”. Przez lata dopracowano się sposobów monitorowania obrotu chemią bojową. Służby wiedziały, kto kupuje trotyl, gdzie jest wywożony i gdzie dochodzi do przekazania ładunków. Aceton i saletra amonowa to chemia codziennego użytku, przede wszystkim w przemyśle. Proszę sobie przypomnieć, gdzie Anders Breivik kupował saletrę do skonstruowania swoich bomb. W Polsce. Nie wywołało to żadnych podejrzeń, a później doszło do prawdziwej masakry.
Służby są coraz lepiej wyszkolone, a do tego dochodzi pomoc ze strony technologii. Jako ekspert od bezpieczeństwa jestem jednak przerażony, że bombę może skonstruować szaleniec w domowym zaciszu. Żeby zapobiec tragedii, trzeba być o krok przed terrorystami, a powrót do pierwotnych technik zamiast ułatwiać utrudnia służbom działanie.
To masowy produkt, więc jego całkowite wycofanie jest niemożliwe. Poza tym musi to być koncepcja globalna. Wystarczy jedno słabe ogniwo i cały plan będzie pozbawiony sensu. Po ataku Breivika służby celne wielu krajów nawiązały współpracę dotyczącą obrotu niebezpiecznymi substancjami. Moim zdaniem to jednak zdecydowanie za mało. Potrzebujemy dalszych kroków, być może na szczeblu ustawodawczym.
Po pierwsze trzeba zwiększyć liczbę szkoleń. Dziś aktualizacja informacji i podnoszenie umiejętności musi się odbywać znacznie szybciej niż kiedyś. Niedawno nasze służby przeprowadziły ze służbami ukraińskimi ćwiczenia, które ukierunkowane były właśnie na przemyt materiałów niebezpiecznych, do których zalicza się aceton. Potrzebujemy takich szkoleń znacznie więcej. Poza tym trzeba podnosić świadomość firm transportowych specjalizujących się w przewożeniu substancji, które mogą stać się składnikiem bomb. Po trzecie – należy zwiększyć czujność w obszarze składowisk związków chemicznych. W Polsce takie środki składowane są w takich ilościach, że włos się jeży na głowie.
Laik temu nie podoła, ale przeciętny chemik pewnie sobie poradzi. Problem z broną chemiczną jest taki, że w debacie o bezpieczeństwie jest często bagatelizowana, mówi się wiele o biologicznej i jądrowej, a w praktyce najłatwiej wytworzyć broń chemiczną i użyć właśnie jej.
Z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych, które bardzo mocno pogłębiają specjalizację swoich służb bezpieczeństwa, nigdzie na świecie nie ma takich instytucji. Agendy państwowe muszą być świadome, że pierwszą i często jedyną osobą, która może zapobiec zagrożeniu, jest celnik. W dalszej kolejności potrzebne jest doszkolenie policji i straży pożarnej. Gdy straż jedzie do wypadku, bo np. rozbiła się ciężarówka z chlorem, musi wiedzieć, jak reagować. Podczas II wojny światowej takie ciężarówki stanowiły broń chemiczną masowego rażenia.
Od lat karmimy społeczeństwo zagrożeniami jądrowymi, co wynika z tego, że to właśnie eksplozja bomby atomowej spowodowałaby największe straty. Zagrożenie terrorystyczne w takiej skali jest jednak najmniej realne, można powiedzieć, że nierealne. Pozyskanie składników, ich połączenie i skonstruowanie ładunku jądrowego to suma bardzo skomplikowanych procesów. To raczej science fiction niż faktyczne zagrożenie.
Pozyskanie i rozprzestrzenienie chorobotwórczych patogenów umieściłbym pośrodku skali ryzyka. Broń biologiczna jest niebezpieczna z kilku powodów. Po pierwsze zwykle nie wiadomo, kiedy nastąpił atak. Nic nie wybucha, nie pali się... Zanim wystąpią objawy choroby, ludzie są nieświadomi, że stanowią zagrożenie dla innych – chodzą i zarażają. No i jeszcze to, że trudno kontrolować rozprzestrzenianie się patogenów – przeniesie je wiatr, zwierzęta, ludzie też podróżują. Broń chemiczna jest o tyle mniej groźna, że ma zasięg lokalny.
Dziś terroryści zamiast trotylu czy semteksu, których sprzedaż łatwiej kontrolować, używają acetonu czy saletry. To duży problem dla służb
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama