SLD nie pozbierał się jeszcze po wczorajszym wyniku wyborów prezydenckich. Według sondaży, kandydatka sojuszu Magdalena Ogórek uzyskała w nich 2,4 procent poparcia. O godzinie 14.00 miała się odbyć konferencja kierownictwa partii. Godzinę przed jej planowanym rozpoczęciem została jednak odwołana.

Za słaby wynik działacze SLD obwiniają samą Magdalenę Ogórek, a nie kierownictwo jej sztabu czy władze partii. Rano szef Sojuszu mówił w radiowej Jedynce, że jedną z przyczyn słabego wyniku mogło być odcięcie się kandydatki od partii. Początkowym założeniem było to, że zagłosuje na nią elektorat SLD i do tego pozyska nowych wyborców. Nowego elektoratu nie udało się pozyskać, a tylko 1/3 zwolenników Sojuszu oddało na nią swój głos.

Leszek Miller nie czuje się odpowiedzialny za wynik Magdaleny Ogórek. "Nie należy mieszać wyborów parlamentarnych z prezydenckimi" - mówił. Lider SLD przypomniał, że w 2010 roku kandydujący na prezydenta Grzegorz Napieralski uzyskał bardzo dobry wynik, a w 2011 kierowane przez niego SLD miało najgorszy rezultat w historii w wyborach parlamentarnych.

Teraz szef SLD chce się skupić na przygotowaniach do wyborów parlamentarnych. Zapowiedział konsultacje na temat powołania wspólnego komitetu ugrupowań centrolewicy, by "powstrzymać pochód sił prawicowych" do parlamentu. W dobry wynik jesiennych wyborów wierzy także wicemarszałek Sejmu z SLD - Jerzy Wenderlich, który uważa, że jego ugrupowanie wciąż stać na rezultat w granicach 10-12 procent.

Rzecznik SLD Tomasz Kalita uważa, że błędem w kampanii Magdaleny Ogórek było odejście od lewicowych postulatów. Rzecznik sztabu kandydatki SLD mówi, że Magdalena Ogórek podejmowała większość decyzji samodzielnie. "My jako sztab wyborczy staraliśmy się wspierać, natomiast to kandydatka podejmowała decyzje i stała na czele kampanii".

Wynik SLD we wczorajszych wyborach prezydenckich był najgorszym w historii. W sobotę będzie przedmiotem dyskusji w gronie zarządu partii.