Całe Włochy przeżywają dramat rodziców z Sycylii, których córeczka zmarła po czterech godzinach od urodzenia. Przyczyną był fakt, że nie zdołano znaleźć dla niej miejsca w szpitalu. Sprawą zajęła się natychmiast prokuratura. Głos zabrali też politycy - zdaniem lekarzy - nie w porę i nie na temat.

Dramat rozegrał się w ciągu kilku godzin w nocy z czwartku na piątek. Zaraz po porodzie wystąpiły trudności w oddychaniu. Lekarze prywatnej kliniki w Katanii, gdzie Nicole przyszła na świat, postanowili przewieźć ją na oddział intensywnej terapii dla noworodków. W pobliskich szpitalach nie było miejsca. Wybrano oddaloną o sto kilometrów Ragusę, dokąd Nicole nie dojechała. W połowie drogi już nie żyła. Na cenzurowanym znalazła się natychmiast służba zdrowia - zarówno na szczeblu lokalnym na Sycylii, jak i krajowym. Minister zdrowia Beatrice

Lorenzin mówiła o karygodnych zaniedbaniach. Związek zawodowy lekarzy odparł zarzuty, że dziecko umarło z ich winy. Prokurator mówi o splocie wydarzeń, które mogły spowodować śmierć maleńkiej Nicole.