„Gośka”, na którą powołuje się Parafianowicz, to Małgorzata Bogumił, szefowa gdańskiej skarbówki. Najpewniej nie złamała prawa, choć została postawiona w niezręcznej sytuacji
Dziennik Gazeta Prawna
Prokuratura wszczyna postępowanie w sprawie rozmowy Sławomira Nowaka i Andrzeja Parafianowicza. Resort finansów rozpoczął kontrolę, która ma zweryfikować wszystkie informacje dotyczące działalności służb skarbowych, jakie pojawiły się w kontekście nagranego nielegalnie spotkania, które opisał „Wprost”.
Śledczy sprawdzają, czy Parafianowicz – jako były nadzorujący służby skarbowe – nie jest winny złamania przepisów kodeksu karnego o płatnej protekcji i przekroczeniu uprawnień. Chodzi o wątki z rozmowy dotyczące postępowania w sprawie żony Nowaka.
Były szef wywiadu skarbowego dziś jest wiceszefem strategicznej spółki energetycznej PGNiG. Przez wiele lat był jedną z najbardziej wpływowych postaci w świecie służb specjalnych. Szarą eminencją, która w mediach pojawia się rzadko. I wie wszystko o portfelach najbogatszych Polaków i najważniejszych osób ze świata polityki.
Jeśli faktycznie blokował postępowanie skarbówki, naruszył artykuł 231 kodeku karnego. Przewiduje on, że: „Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.
– Czytaliśmy, że pan Parafianowicz zadeklarował także pomoc, powołując się na wpływy u osoby, która najprawdopodobniej jest pracownikiem czy pełni funkcje kierujące w organach kontroli skarbowej. Te wypowiedzi mogą rodzić odpowiedzialność karną – komentował wczoraj prokurator generalny Andrzej Seremet.
Jak wynika z podsłuchanej rozmowy, Parafianowicz odradzał Nowakowi zwrócenie się o pomoc do obecnego szefa służb skarbowych Jacka Kapicy. Jest on tam przedstawiany przez byłego szefa wywiadu skarbowego jako służbista, który nie pójdzie na współpracę.
Parafianowicz zaproponował alternatywny scenariusz. Obiecał, że postara się zdobyć informacje interesujące Nowaka u „Gośki”, która – jak wynika z kontekstu – pełni ważną rolę w aparacie skarbowym. Jak wynika z informacji DGP, „Gośka” to najprawdopodobniej Małgorzata Bogumił – szefowa Urzędu Kontroli Skarbowej w Gdańsku.
Zdaniem prokuratury powoływanie się na „Gośkę” może oznaczać popełnienie przestępstwa płatnej protekcji. Ale, o ile w przypadku art. 231 są podstawy to wszczęcia postępowania, o tyle udowodnienie płatnej protekcji może być trudne. Trzeba udowodnić, że osoba obiecująca wywarcie wpływu w danej sprawie czyni to w zamian za korzyści majątkowe lub osobiste. W tej rozmowie nie widać, jakie miałyby to być korzyści, dlatego postawienie akurat takiego zarzutu może okazać się trudne.
Wczoraj minister finansów zarządził wewnętrzną kontrolę, która ma wykazać, czy Parafianowicz tylko obiecywał, czy też udało mu się skutecznie pomóc koledze z rządu.
Pierwsze wnioski są następujące: 8 listopada 2013 r. do służb skarbowych wpłynęło zawiadomienie Instytutu Zarządzania i Przedsiębiorczości dotyczące nieprawidłowości w rozliczeniach żony Nowaka. Po jego analizie 3 grudnia sprawę przekazano do służb skarbowych.
Teraz, po wycieku nagrań, resort finansów sprawdzał też, czy „Gośka” złamała prawo. – Stosowne czynności zostały niezwłocznie podjęte. Nie ma powodu sądzić, by ktoś próbował wpływać na bieg kontroli, choć upewnimy się, gdy kontrola zostanie zakończona – mówił wczoraj premier.
Ujawnienie nielegalnych nagrań ma już pierwszą ofiarę. Wczoraj Sławomir Nowak złożył legitymację partyjną PO. Choć nosił się z tym zamiarem od pewnego czasu, to publikacja taśm to przyspieszyła. Zdaniem premiera to definitywny koniec jego kariery politycznej, ale ministra na pewno czeka jeszcze kontakt ze skarbówką.
Pytaliśmy o tę sprawę Izbę Skarbową w Gdańsku, ale zasłoniła się tajemnicą skarbową. Jeśli postępowanie fatycznie potwierdzi ukrywanie dochodów, to urząd może wydać decyzję i opodatkować je 75-proc. stawką podatku. Za ukrywanie dochodów grożą też sankcje karne skarbowe. W zależności od kwoty uszczuplenia dochodów państwa kary mogą sięgać od 168 zł do kilkunastu milionów i więzienia. W praktyce mandat to zwykle kilkaset złotych, a kary za przestępstwa nie przekraczają kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Jeśli chodzi o Parafianowicza, to oprócz tego, że grożą mu trzy lata więzienia, najpewniej przestanie pełnić funkcję członka zarządu PGNiG. – Nie wyobrażam sobie, by mógł kontynuować pracę w tak ważnej spółce – mówił premier Tusk.
Osobną kwestią jest złamanie prawa przez sam fakt podsłuchiwania polityków w miejscu publicznym. Prokuratura może wszcząć postępowanie w tej sprawie i taką gotowość wyrażał Andrzej Seremet. Jednak musi się znaleźć osoba poszkodowana, która złoży zawiadomienie.
W kontekście drugiej rozmowy Belka – Sienkiewicz – Cytrycki prokuratura nie dopatrzyła się podstaw do wszczęcia postępowania.