Wygrana kandydata PiS na Podkarpaciu to efekt niskiej frekwencji. Tak wynik wyborów uzupełniających do Senatu tłumaczy Ireneusz Raś.

Szef małopolskiej Platformy Obywatelskiej mówi, że teraz zadaniem polityków PO jest nakłanianie ludzi do udziału w wyborach. "To jest sygnał dla nas, że musimy skomunikować się z wyborcami, żeby poszli do wyborów" - podkreślił Ireneusz Raś. "Żeby wiedzieli, że to jest bardzo istotne, że nie wolno oddawać władzy ugrupowaniu, które potem z tą władzą będzie robić rzeczy, które możemy wspominać z dawnych czasów. To byłoby na pewno niedobre dla Polski, gdyby tak ważny okres, drugiej perspektywy unijnej, oddać w ręce tego ugrupowania" - powiedział poseł Platformy.

Polityk zaznaczył, że Podkarpacie jest bastionem PiS i tamtejszy wynik nie przekłada się na nastroje w całej Polsce. Ireneusz Raś przypomniał, że PO nie wystawiła tam własnego kandydata. Rozważaliśmy start bardzo tam szanowanej posłanki, ale wolimy, żeby Krystyna Skowrońska pracowała w Sejmie - wyjaśnił Raś. To zaważyło, że zdecydowaliśmy się poprzeć koalicjanta.

Kandydat PiS Zdzisław Pupa zdobył blisko 61 procent głosów. Na drugim miejscu znalazł się wspólny kandydat PO i Polskiego Stronnictwa Ludowego Mariusz Kawa, na którego oddało głos 21 procent wyborców. Kazimierz Ziobro z Solidarnej Polski zdobył 11 procent głosów. Frekwencja wyborcza wyniosła 15,84 procent.