Prezydent Boliwii Evo Morales rozważa zamknięcie amerykańskiej ambasady w La Paz. "Nie potrzebujemy jej" - powiedział boliwijski przywódca.

To reakcja na ostatni incydent na lotnisku w Wiedniu, gdzie jego samolot musiał przymusowo lądować po tym, jak Francja, Włochy , Portugalia i Hiszpania nie zezwoliły na przelot. Pojawiły się wtedy podejrzenia , że razem z Moralesem na pokładzie znajduje się były agent CIA, Edward Snowden.

Ostrzeżenie pod adresem Waszyngtonu pojawiło się w czasie specjalnego szczytu państw Ameryki Południowej (UNASUR) w Cochabambie w Boliwii, na którym przywódcy latynoamerykańscy wyrazili solidarność z Moralesem. Wszyscy zgodnie twierdzą, że zachowanie krajów europejskich wynikało z presji, jaką wywarły na nie Stany Zjednoczone, które poszukują Snowdena w związku ze skandalem podsłuchowym.

"Moje ręce nie zadrżą przed zamknięciem amerykańskiej ambasady. Mamy swoją godność i niezależność!" - powiedział Evo Morales. Dodał, że państwa Ameryki Łacińskiej muszą walczyć z "tego typu spiskami ze strony północnoamerykańskiego imperializmu".

W podobnym tonie mówili inni przywódcy krajów regionu. Prezydent Ekwadoru Rafael Correa podkreślił, że "nie mogą one pozwolić na to, by traktować je jak kolonie". Prezydent Argentyny Cristina Fernandez de Kirchner nazwała ostatni incydent "skandalicznym" i zażądała od Europy "co najmniej przeprosin". Przywódca Wenezuli Nicolas Maduro zapowiedział z kolei, że w związku z ostatnimi wydarzeniami przyjrzy się relacjom jego kraju z Hiszpanią.