Prokuratura chce wyroku śmierci dla Ariela Castro, porywacza, który przez 10 lat więził i gwałcił trzy kobiety. Matka broni go mówiąc, że jest chory.

"Mój syn jest chory i ja nie mam nic wspólnego z tym, co on zrobił. Proszę o wybaczenie, niech te młode panie mi wybaczą" - mówi cytowana przez TVN24 Lilian Castro, matka porywacza z Cleveland. Prokuratura chce najwyższego wymiaru kary.

Obecnie 52-letni mężczyzna gdzie czeka na proces. Przebywa w areszcie, pod nadzorem, w odizolowanej celi. Może wyjść, jeżeli wpłaci kaucję. Tą wyceniono na 8 milionów - dwa za każdą z porwanych kobiet i córkę urodzoną przez jedną z nich. Kiedy po raz pierwszy stanął przed sądem nie miał nic do powiedzenia. Według relacji milczał ze spuszczoną głową.

Według danych prokuratury porwane kobiety spędziły 10 lat w osobnych pomieszczeniach, przykuwane do ściany. Amanda Berry, Gina DeJesus i Michelle Knight były regularnie gwałcone i bite. Sześć lat temu w nadmuchiwanym baseniku Berry urodziła córkę. Prawdopodobnie nie była to jedyna ciąża u porwanych - w poprzednich przypadkach Castro miał poprzez katowanie wywoływać poronienia.