Przyczyną śmierci technika pokładowego Remigiusza Musia z Jaka-40, który wylądował w Smoleńsku godzinę przed katastrofą Tu-154 było samobójstwo - wynika z ostatecznej opinii biegłych, do której dotarło Radio ZET.

Na ciele chor. Remigiusza Musia nie stwierdzono obrażeń, które wskazywałyby na udział osób trzecich; nie znaleziono żadnych obrażeń wskazujących na stoczoną przed śmiercią walkę albo obronę przed kimś. Jedyna przyczyną śmierci był ucisk pętli liny - wynika z ostatecznej opinii biegłych, którą otrzymała prokuratura.

We krwi Musia wykryto promil alkoholu. Nie znaleziono jednak narkotyków ani środków psychotropowych. Śledczy zlecili pogłębione badania toksykologiczne, których wyniki będą znane za trzy miesiące.

Remigiusz Muś popełnił samobójstwo 27 października. Jego ciało znalazła w piwnicy ich rodzinnego domu pod Warszawą żona. Był jednym z głównych świadków katastrofy smoleńskiej. Muś twierdził, że już po wylądowaniu Jaka-40, pozostając w kabinie, słyszał przez radio rozmowę między załogą Tu-154M i kontrolerem i słyszał wyraźnie, że kontroler miał zezwolić na zejście do "wysokości decyzji" 50 m, na której załoga miała zdecydować, czy wyląduje.

Według Musia również załoga Jaka dostała zgodę na zejście do 50 m. Jak-40 wylądował w trudnych warunkach, około godziny przed katastrofą prezydenckiego samolotu. Na jego pokładzie było kilkunastu dziennikarzy mających relacjonować uroczystości rocznicowe w Katyniu.