Piotr S, "Staruch", od czterech miesięcy siedzi w areszcie pod zarzutem handlu narkotykami. Tymczasem, jak ustalił "Wprost", prokuratura ma niewiele dowodów na to, że lider kibiców warszawskiej Legii popełnił jakiekolwiek przestępstwo.

W aktach, w uzasadnieniu zarzutów i postanowieniach o areszcie są tylko słowa świadka koronnego - pisze "Wprost". Co więcej, są one często niekonkretne i sprzeczne z jego wcześniejszymi zeznaniami.

Marek H., pseudonim "Hanior", handlarz narkotyków z warszawskiej Woli, złożył bardzo obszerne zeznania, obciążające między innymi członków Teddy Boys 95, ekipy chuliganów Legii. Jednak o "Staruchu" "Hanior" zeznał tylko, że ten kupił od niego kilogram amfetaminy w "nieustalonych dniach" maju 2010 roku.

Jak donosi "Wprost", przebieg całej transakcji, jaki wynika z zeznań "Haniora", jest niejasny. "Hanior" zeznał, że towar pochodził od Marcina M., ps Gruby vel Czejen i Jarosława B., ps. Balon, jednak w aktach prokuratury nikt taki nie zeznaje przeciw "Staruchowi". Z kolei "Haniora" ze "Staruchem" miał poznać jeden z liderów "TB95" Marcin S., ps. Norweg, który w zeznaniach zaprzecza w ogóle, że do tego doszło.

Do samej transakcji miało dojść na tyłach stacji benzynowej na warszawskim Gocławiu, tuż przy Wale Miedzeszyńskim. Jak pisze "Wprost", "Staruch" miał podjechać toyotą corollą (nie miał takiego samochodu). Co ciekawe, "Hanior" wcale nie był świadkiem przekazywania narkotyków i pieniędzy. Panowie mieli tylko ustalić, że za godzinę w to samo miejsce podjedzie Rafał S., pseudonim Hrabia i przekaże Staruchowi narkotyki, a ten zapłaci za nie 7 tysięcy złotych.